Jego wyjaśnień chciała wysłuchać licznie zgromadzona publiczność, która wypełniła do ostatniego miejsca salę Sądu Okręgowego w Warszawie. Ale generał oskarżony o kierowanie związkiem przestępczym, który 13 grudnia 1981 roku wprowadził stan wojenny – nic nie powiedział.
Doszło za to do słownych przepychanek między działaczami „Solidarności” a sympatykami generałów. – Zdrajcy! – krzyczał jeden z przybyłych na proces mężczyzn, gdy oskarżeni opuszczali salę. – Gdzie macie honor? Co wy w tym kraju jeszcze robicie?
Słowna utarczka trwała kilka minut. – Przestań się drzeć! Ty durniu! – odkrzyknął jeden z oskarżonych.
Sąd zaplanował na wczoraj wysłuchanie wyjaśnień oskarżonych. Pierwszy miał wystąpić 84-letni gen. Wojciech Jaruzelski – w grudniu 1981 roku I sekretarz KC PZPR, premier PRL, szef MON i przewodniczący Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego. Pojawił się jednak problem, bo na rozprawę nie przyszła mecenas Marta Seredyńska – obrończyni generała Tadeusza Tuczapskiego (były wiceszef MON i członek WRON).
Z zaświadczenia wynikało, że adwokat jest chora (sąd zauważył, że w lipcu prosiła o przełożenie obecnego terminu z powodu planów urlopowych). Tuczapski nie zgodził się na rozprawę bez obrońcy. – Brak mojego adwokata byłby błędem – mówił, wskazując na wagę tego, co powie gen. Jaruzelskiego.