W dworcowych poczekalniach i informacjach pasażerskich było wczoraj nerwowo.
– Dzieci bardzo źle znoszą to wielogodzinne czekanie – mówi „Rz” pani Izabela, która z dwójką chorych maluchów utknęła na Dworcu Centralnym w Warszawie. Przyjechała do Centrum Zdrowia Dziecka i nie może się dostać do domu w Szczecinie.
Poranny pociąg z Łodzi do Warszawy, którym dojeżdżają zatrudnieni w stolicy, stał przez godzinę w Pruszkowie. – Kolejarze powiedzieli, że „doznał opóźnienia” z przyczyn technicznych – opowiada łodzianin Stanisław Leszczyński. Pasażerowie chwycili za telefony i poinformowali swoich przełożonych o kłopotach. – Paniki nie było, bo szefowie są przyzwyczajeni, że w taką pogodę pociągi się spóźniają.
Nie tylko opóźnienia są problemem. Czasem nie wiadomo, czy pociąg w ogóle dojedzie. – Jest zaginiony, nie ma z nim łączności – usłyszał reporter „Rz” w informacji na dworcu w Poznaniu, gdy zapytał o pociąg z Krakowa, który miał dojechać poprzedniego dnia.
Choć opóźnienia są niemal w całym kraju, to najtrudniejsza sytuacja jest na trasach z Warszawy do Krakowa i Katowic. Jacek Prześluga z zarządu PKP na zwołanej wczoraj konferencji uprzedził, że problemy mogą potrwać nawet do wtorkowego wieczora. Tłumaczył, że to wina oblodzonych trakcji.