Oczywiście w państwowych rękach są jeszcze akcje firm warte miliardy złotych. Ale obecnie nie ma, niestety, w Polsce poważnej politycznej siły, która dążyłaby do pełnej rezygnacji z kontroli nad największymi spółkami energetycznymi czy górniczymi. Polacy wolą państwowe firmy. Tak samo będzie w przypadku giełdy. Państwo wprawdzie pozostawia sobie tylko 1/3 jej akcji, ale równocześnie zachowuje pełną kontrolę.
Czemu to ma służyć? Jeżeli minister skarbu pozostawia sobie ten pakiet, by nadal w pełni kontrolować giełdę, mieć jeszcze kilka foteli do obsadzenia, to niczym dobrym ta prywatyzacja się nie skończy. Jeżeli natomiast pozostała 1/3 akcji zostanie także rozsądnie sprzedana, to jest nadzieja, że giełda otrzyma możliwość rozwoju.
Warszawski parkiet ma duże szanse, aby pełnić rolę samodzielnego centrum finansowego naszego regionu. Już dziś pozwala polskim firmom na pozyskiwanie kapitału na skalę rzadko spotykaną w Europie. Najlepszym wyjściem byłoby więc, gdyby giełdą rządziły instytucje finansowe, które z niej żyją – przede wszystkim biura maklerskie, fundusze inwestycyjne i emerytalne. To one powinny kupić resztę akcji. Pytanie, czy będą tym zainteresowane.
A także: czy owe instytucje finansowe są partnerem, na którego Skarb Państwa może liczyć? Testem będzie los akcji kopalni Bogdanka, które Skarb Państwa sprzedał funduszom emerytalnym, licząc na to, że prywatne instytucje finansowe okażą się właścicielem zainteresowanym rozwojem kopalni. Jednak przed paroma dniami czeska firma NWR złożyła funduszom atrakcyjną ofertę odkupienia tych walorów. Jeśli fundusze dadzą się skusić, będzie to oznaczało, iż zainteresowane są tylko szybkim zyskiem.
Ten przykład pokaże, na co Polska może liczyć przy prywatyzacji giełdy. Dowiemy się, czy możemy liczyć na krajowy prywatny kapitał, czy jedynym gwarantem stabilizacji jest odpowiednio duży pakiet akcji w rękach ministra skarbu.