Niestety, w prawdziwym życiu nadmiar – zwłaszcza nieuzasadnionego – dobrego samopoczucia zazwyczaj demobilizuje i okrutnie się mści.

Objawy syndromu zbyt dobrego samopoczucia minister Grabarczyk zdradzał już wcześniej, ale dopiero po jego wystąpieniu w Sejmie prysnęły ostatnie wątpliwości, że padł jego ofiarą. A my – na nasze nieszczęście – padamy ofiarą ministra.

Jak się bowiem okazuje, z budową dróg w Polsce właściwie nie ma większych problemów, a gdyby nie ewidentne błędy popełnione przez wszystkie poprzednie rządy, rzecz oczywista ze szczególnym uwzględnieniem ekipy Jarosława Kaczyńskiego, a także gdyby nie powodzie, nie byłoby – literalnie – żadnych problemów.

Jeśli zaś chodzi o tę jedną feralną autostradę A2, to ona po prostu "ma pecha". Ale oczywiście dzięki rządom koalicji PO – PSL wszystko skończy się dobrze, czyli na czas. Wszak oferty dotyczące doprowadzenia jej ze Strykowa do Warszawy "były analizowane wyjątkowo starannie". Cena zaoferowana przez Chińczyków nie budziła wątpliwości, a wybór firmy Covec w żadnym wypadku nie był błędem. Dlatego teraz, gdy na budowie A2 pojawiły się "przemijające przeszkody", które naturalnie zostaną pokonane, opozycja powinna za rząd trzymać kciuki, a nie wkładać mu kij w szprychy.

Niestety, partyjne koleżanki Cezarego Grabarczyka tym razem najwidoczniej zaspały, bo pan minister musiał zejść z sejmowej mównicy bez bukietu róż, kontentując się jedynie oklaskami. Ale to przecież nic straconego. Dozgonnie wdzięczni kierowcy mogą mu wysyłać kwiaty – przez cały czas, bez przerwy – na adres Ministerstwa Infrastruktury.