Portfele na kłódkę

W 2009 roku, kiedy kryzys rozlewał się po świecie, Polacy nie przejęli się i ruszyli na zakupy. Teraz naszej gospodarce grozi stagnacja, bo wydajemy za mało

Aktualizacja: 10.02.2013 08:34 Publikacja: 08.02.2013 23:20

Grudniowe wyniki sprzedaży detalicznej okazały się gorsze od prognoz mimo świątecznych zakupów

Grudniowe wyniki sprzedaży detalicznej okazały się gorsze od prognoz mimo świątecznych zakupów

Foto: Rzeczpospolita, Jerzy Dudek JD Jerzy Dudek

Gospodarka niemal stanęła i to na niepewnym gruncie – spadek konsumpcji nie zdarzył nam się przez ostatnie 20 lat. Dlatego obecne spowolnienie różni się od tego, którego doświadczyliśmy jeszcze kilka lat temu.

– Rok 2009 pokazał, że tak długo jak wynagrodzenia realnie rosną, Polacy nie odczuwają kryzysu w domowych budżetach, więc nie powstrzymują się z wydatkami. Problem zaczął się w 2011 r., kiedy inflacja zaczęła pożerać wzrost płac – zauważa Rafał Antczak, członek zarządu firmy doradczej Deloitte. Nie bez przyczyny – inflacja przez cały rok utrzymywała się powyżej górnej granicy odchyleń od celu NBP. Tak samo było też przez większą część 2012 r. Średnio w ubiegłym roku ceny rosły w tempie 3,7 proc., a średnia płaca nominalnie zwiększyła się o 3,4 proc. Rok wcześniej płace rosły jeszcze o 5 proc. – Tu leży wyjaśnienie tego, że gospodarstwa domowe przestraszyły się kryzysu – dodaje  Antczak.

Kryzys na co dzień

Firma badawcza Gemius zapytała blisko 4 tys. internautów o to, czy pogarszająca się sytuacja gospodarcza przekłada się na ich sytuację finansową.  Ci, którzy przyznali, że odczuwają kryzys, najczęściej (ponad 70 proc. odpowiedzi) wskazywali, że odbija się to właśnie na wydatkach na życie. To dlatego, że Polacy na tle Europy znacznie więcej wydają na żywność i mieszkanie, a na tym nie za bardzo da się oszczędzić. Niemal połowa badanych przez Gemius skarży się też na problemy ze znalezieniem środków na wakacyjny wyjazd, wyjścia do kina, teatru czy zakup sprzętu RTV i AGD.

Pobudzenie konsumpcji wydaje się więc największym wyzwaniem gospodarczym tego roku. W poprzednich latach pieniądze pompowało państwo. – Obniżka składki rentowej, stawek PIT i wprowadzenie ulgi na wychowywanie dzieci sprawiło, że w naszych kieszeniach zostało rocznie (w warunkach 2011 r.) ok. 40 mld zł więcej. Do tego doszedł bardzo silny wzrost inwestycji publicznych (do 5,2 proc. PKB w 2009 r.), w dużej mierze finansowanych ze środków UE – wymienia Marek Rozkrut, główny ekonomista Ernst & Young w Polsce. Deficyt w finansach publicznych wzrósł wtedy tak mocno, że teraz na poluzowanie gorsetu budżet nie może sobie pozwolić.

Na ratunek plazma

Przed kryzysem kilka lat temu uchroniło nas też to, że nadrabialiśmy zapóźnienie względem reszty Europy. – Byliśmy głodni konsumpcji. Ale teraz sytuacja jest inna – ile można mieć plazmowych telewizorów i numerów telefonów? – zastanawia się Tomasz Kaczor, główny ekonomista Banku Gospodarstwa Krajowego. W poprzednich latach również sytuacja na rynku pracy nie była tak marna jak teraz. – Stopa bezrobocia przekroczyła 14 proc., a badania koniunktury GUS pokazują, że obawy przed utratą pracy są największe od 2001 r. – dodaje Kaczor.

Rafał Antczak przyznaje, że nie widzi bodźca, który w tym roku mógłby sprawić, że Polacy zaczną więcej wydawać. – Firmy siedzą na pieniądzach, ale nie podniosą wynagrodzeń, ponieważ boją się utraty konkurencyjności, a nie mają wizji, aby rozpoczynać projekty na dużą skalę – mówi. Ekonomiści, pytani o czynniki, które będą sprzyjać większym wydatkom, najczęściej wymieniają niższą inflację. Instytut Badań nad Gospodarką Rynkową prognozuje, że w tym roku przeciętne wynagrodzenie może wzrosnąć o 0,7 pkt proc. powyżej inflacji, a w 2014 o 1,7 pkt proc. – Innym sprzyjającym czynnikiem będzie waloryzacja świadczeń emerytalno-rentowych w marcu – wyniesie 4 proc. – dodaje Rozkrut.

Tych z nas, którzy mają kredyt w złotówkach, mniej będzie kosztowało spłacanie odsetek. Każda obniżka stóp procentowych o 0,25 pkt proc. powoduje bowiem, że rata kredytu w wysokości 300 tys. zł na 30 lat spada o niecałe 50 zł. Od listopada 2012 r. koszt pieniądza spadł o 1 pkt proc. –  średnio miesięczna rata jest więc niższa już o ok. 200 zł. Pytanie, co z tymi pieniędzmi zrobimy: odłożymy, zainwestujemy czy wydamy?

Minorowe nastroje

Blisko połowa internautów badanych przez Gemiusa przyznaje, że nie zamierza więcej oszczędzać, ponieważ odłożyć zwyczajnie nie ma z czego (odsetek tych, którzy to przyznają, rośnie od początku 2011 r.). Dane zbierane przez bank centralny pokazują, że od połowy 2012 r.  wartość depozytów gospodarstw domowych ulokowanych na rachunkach bieżących zaczęła rosnąć wolniej niż wartość depozytów terminowych. – Ponieważ nie mamy z czego odkładać, a chcemy zabezpieczyć się na być może jeszcze gorsze czasy, blokujemy bieżące dochody, zamiast przeznaczać je na konsumpcję – wyjaśnia Rafał Antczak.

A nastroje nie sprzyjają zakupom. – Obecna kondycja finansowa znajduje odzwierciedlenie w dalekosiężnych planach Polaków. W porównaniu z latami ubiegłymi zwiększył się odsetek internautów pesymistycznie postrzegających własną przyszłość finansową – więcej osób przekonana jest, że ich sytuacja będzie zdecydowanie gorsza niż obecnie – mówi Michał Wiśniewski, ekspert ds. zachowań finansowych internautów Gemius.

Według badania firmy Nielsen jeszcze w 2009 r. wskaźnik optymizmu konsumentów w Polsce był znacznie wyższy od europejskiej średniej. W I kwartale 2012 r. zanotował historyczny dołek, poniżej 65 pkt. Na koniec 2012 r. nieco wzrósł do 68 pkt, ale europejska średnia rośnie i wynosi już 71 pkt, a światowa 91 pkt.

Finanse
Drastyczna kara za przelew na Ukrainę. Finanse Rosjan pod kontrolą FSB
Finanse
Pokażemy wzorcową umowę między bankami a kredytobiorcami
Finanse
Szefowa EBC rozważa wcześniejsze opuszczenie stanowiska
Finanse
Niemcy są największym wierzycielem. Przegoniły Japonię
Prognozy „Parkietu”.
Jak oszczędzać i inwestować w czasach spadających stóp procentowych?
Finanse
Czego może nas nauczyć Warren Buffett?
Finanse
Warren Buffett przejdzie na emeryturę. Ma go zastąpić Greg Abel