Zaledwie 1,7 proc. wzrostu produktu krajowego brutto w 2009 roku – taki pesymistyczny scenariusz dla Polski przedstawił wczoraj Donald Tusk po posiedzeniu rządu. Zapowiedział, że konieczne są duże oszczędności w budżecie państwa. W ciągu paru dni ministrowie mają przedstawić propozycje ograniczenia wydatków. Cel – zaoszczędzenie 17 miliardów złotych.
– Cięcia budżetowe nie będą dotykać ludzi – uspokajał Tusk. Ograniczanie nakładów ma ominąć emerytury i renty oraz ochronę zdrowia. Pod nóż pójdą przede wszystkim wydatki rzeczowe (zakupy, remonty itp.) oraz inne programy ministerstw.
– Rząd przyznał, że brakuje mu tych pieniędzy – komentuje ekonomista Mirosław Gronicki, były minister finansów.
Zdaniem prof. Stanisława Gomułki, ekonomisty BCC i byłego wiceministra w gabinecie Tuska, rząd chce zmienić tegoroczny budżet bez oficjalnej sejmowej drogi.
Jeżeli pesymistyczna wizja się sprawdzi i rozwój gospodarczy wyniesie zaledwie 1,7 proc. (wobec 3,7 proc., które zakładano jeszcze niedawno), wzrost płac gwałtownie wyhamuje. W dodatku pod koniec roku w urzędach pracy może być zarejestrowanych nawet 12,5 proc. bezrobotnych, czyli ponad 465 tysięcy osób więcej niż obecnie.