Koniec pięcioletniej dotkliwej inflacji

Przez ostatnich pięć lat inflacja była dla nas bardzo dotkliwa. Wielu rodzinom podwyżki płac ledwo starczyły na pokrycie rosnących kosztów życia.

Publikacja: 13.02.2013 02:54

Koniec pięcioletniej dotkliwej inflacji

Foto: Bloomberg

Od grudnia 2007 r. do grudnia 2012 r. inflacja konsumencka wyniosła średnio 18,9 proc., jednak ceny wielu podstawowych produktów i usług rosły znacznie szybciej – wynika z analizy „Rz". Przykładowo, jajka zdrożały w tym okresie aż o prawie 67 proc., cukier o prawie 40 proc., a chleb – ok. 37 proc.  Obecnie sporo więcej niż w 2007 r. musimy wydawać na ryby (np.  na mrożonego morszczuka o 51 proc. więcej) czy mięso (na mięso wołowe o ok. 60 proc. więcej, a na patroszonego kurczaka – o 27 proc.).

Spore podwyżki cen widać też w tzw. produktach nieżywnościowych i usługach. Prąd i gaz zdrożały o ok. 46 proc., a ciepła woda – o 34 proc. Na koniec 2007 r. za wizytę u lekarza specjalisty trzeba była zapłacić średnio 56 zł, obecnie – prawie 80 zł, za „trwałą" u fryzjera odpowiednio 55 zł i 70 zł. Bilet jednorazowy komunikacji miejskiej kosztował 2,02 zł, dziś – 2,64 zł (o 30,7 proc. więcej).

W tym czasie średnie wynagrodzenie w gospodarce narodowej wzrosło o 30,9 proc., a w sektorze przedsiębiorstw – o 29 proc., co pokazuje, że podwyżki nie nadążały za wzrostem cen wielu towarów i usług. W sumie dla wielu, szczególnie mniej zamożnych rodzin, wzrost płac starczył ledwie na pokrycie rosnących kosztów życia, na podnoszenie  jego standardu już nie starczyło.

Więcej na utrzymanie

Dobrze to obrazuje wzrost minimum socjalnego. – Minimum socjalne mierzy koszty utrzymania gospodarstw domowych żyjących na skromnym poziomie, a jednak zapewniających pełne uczestnictwo w życiu społecznym. W skład tych kosztów oprócz zaspokojenia potrzeb żywieniowych, zdrowotnych czy mieszkaniowych, wchodzą też potrzeby kulturalne, edukacyjne czy wydatki na transport i łączność. Pod uwagę brane są więc wydatki nie tylko na jedzenie, czynsz czy prąd, ale też na utrzymanie używanego samochodu czy dostęp do Internetu – wyjaśnia Piotr Kurowski z Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych, który liczy minimum socjalne. Według szacunków GUS, w Polsce w 2011 r. poniżej tego standardu żyło ok. 35 proc. gospodarstw domowych.

880  zł wydaje obecnie na utrzymanie mieszkania przeciętna rodzina, w grudniu 2007 r. było to 596 zł.

We wrześniu 2012 r. minimum socjalne wynosiło dla czteroosobowej rodziny średnio 3356 zł miesięcznie (czyli ok. 840 zł na osobę). To o 30 proc. więcej niż we wrześniu 2007 r. – Nasze minimum rośnie szybciej niż inflacja, która w tym okresie wyniosła 19,4 proc., m.in. ze względu na to, że nasz koszyk cen opiera się na produktach tańszych. A w okresie spowolnienia gospodarczego pojawia się silna presja na ich wzrost, w odróżnieniu od dóbr droższych, których ceny utrzymują się na stabilnym poziomie – mówi Kurowski. Podstawowa różnica polega na tym, że minimum socjalne pokazuje koszty utrzymania, a inflacja – wzrost cen ogółu dóbr kupowanych przez konsumentów.

Ma być lepiej

Jak podkreślają eksperci, wiele dóbr i usług możemy zastąpić innymi lub z nich zrezygnować, jeśli cena wydaje się nam zbyt wysoka. Nie jest to jednak możliwe w przypadku wydatków sztywnych, związanych np. z utrzymaniem mieszkania.

– W ostatnich pięciu latach wzrosły one dla przeciętnej czteroosobowej rodziny z poziomu ok. 596 zł miesięcznie do 880 zł, czyli o ok. 47,6 proc. – wylicza Bartosz Turek, analityk z Home Broker. Ponad połowę tych wydatków stanowią rachunki za prąd, gaz i ciepło (średnio 494 zł), pozostałe to np. remonty, czynsz, wywóz śmieci czy woda.

W nadchodzących miesiącach inflacja i wzrost kosztów utrzymania nie powinny być już tak dotkliwe. Od stycznia ceny gazu zostały obniżone o 10 proc., co daje zysk tym osobom, które z gazu korzystają bezpośrednio, a wkrótce powinno też wpłynąć na zmniejszenie rachunków za ogrzewanie. – 10 stycznia wezwaliśmy firmy ciepłownicze wykorzystujące gaz do zmiany taryf – mówi Agnieszka Głośniewska, rzecznik Urzędu Regulacji Energetyki. Takich spółek jest ok. 150, trudno szacować, o ile spadną ich ceny.

Możliwy jest też spadek cen paliw (przynajmniej w I połowie roku), a energia elektryczna nie powinna drożeć. Wielu producentów oferujących np. produkty żywnościowe czy materiały budowlane  nie wyklucza, że będą zmuszone do wojny cenowej, której konsumenci mogą być największymi beneficjentami.

Według prognoz ekonomistów, w pierwszych miesiącach roku inflacja może spaść w okolice 1,5 proc., a w drugiej wzrosnąć, ale też nie powinna przekroczyć 2,7 proc. Bank Handlowy przewiduje, że średnioroczna inflacja w 2013 r. wyniesie 2,2 proc. (wobec 3,7 proc. w 2012 r. i 4,3 proc. w 2011 r.), a w kolejnych latach (do 2017 r.) ustabilizuje się na poziomie 2,4–2,5 proc.

Ceny żywności w górę, energii – w dół

W 2013 r. inflacja w ujęciu r./r. ma wynieść 2,5 proc., a w 2014 r. – 1,5 proc. – wynika z listopadowej projekcji NBP. W 2012 r. było to 3,7 proc. Zdaniem NBP na obniżenie inflacji wpływ będzie miało m.in. silniejsze spowolnienie gospodarcze, którego jednym z elementów jest mniejsza presja popytowa i pogarszająca się sytuacja na rynku pracy. Do obniżenia presji inflacyjnej w 2013 r. przyczynią się też ceny energii. – Wolniejszy wzrost cen nośników energii w krótkim i średnim okresie jest kontynuacją tendencji zaobserwowanych w III kw. 2012 i wynika z niższych hurtowych cen energii elektrycznej, które prawdopodobnie zmniejszą przyszłe wzrosty taryf dla gospodarstw domowych zatwierdzanych przez URE – zauważył NBP. W 2013 r. na niższy, od zakładanego wcześniej przez analityków NBP w poprzedniej projekcji, wzrost cen energii wpływa również obniżenie prognoz dotyczących cen uprawnień do emisji CO2.

Projekcja NBP przedstawiona w listopadzie zakłada natomiast szybszy wzrost cen żywności. W głównej mierze jest to spowodowane wyższymi cenami surowców rolnych na rynkach światowych (średnio w horyzoncie projekcji wzrost o blisko 10 proc. w porównaniu z projekcją lipcową) i ich oczekiwanym przełożeniem się na ceny krajowe (zwłaszcza zbóż i roślin oleistych), co z opóźnieniem będzie działać w kierunku wyższych cen mięsa i produktów mlecznych.

Jak wynika z dokumentu, żywność w tym roku może zdrożeć o 2,9 proc., a w 2014 r. o 1,8 proc.

Z kolei płace brutto w gospodarce powinny wzrosnąć o 3,4 proc., a w 2014 r. o 4,2 proc. Oznaczałoby to ich realną zwyżkę odpowiednio o 0,9 proc. oraz 2,7 proc.

—acw

Opinia

Piotr Bujak, główny ekonomista Nordea Bank

W 2012 r. po raz pierwszy od co najmniej 20 lat spadły realne płace zarówno w sektorze przedsiębiorstw, jak i w całej gospodarce, to znaczy wzrost średnich wynagrodzeń był niższy niż inflacja. W styczniu 2013 r. znów może dojść do takiej sytuacji. Szacujemy, że wówczas płace wzrosły o mniej niż 1 proc., a ceny konsumpcyjne – o 1,8-1,9 proc. W kolejnych miesiącach roku podwyżki powinny być wyższe niż inflacja, ale niewiele. Realny wzrost średniego wynagrodzenia może wynieść w 2013 r. ok. 0,2-0,5 proc. Przyszły rok powinien przynieść lekką poprawę. Prognozujemy, że płace zwiększą się o 3-4 proc., a wzrosty ceny będą oscylować w okolicach –2,5 proc. Dzięki temu zwiększy się siła nabywcza gospodarstw domowych i konsumpcja, co jest dobrą perspektywą dla gospodarki.

Finanse
Pokażemy wzorcową umowę między bankami a kredytobiorcami
Materiał Promocyjny
BIO_REACTION 2025
Finanse
Szefowa EBC rozważa wcześniejsze opuszczenie stanowiska
Finanse
Niemcy są największym wierzycielem. Przegoniły Japonię
Prognozy „Parkietu”.
Jak oszczędzać i inwestować w czasach spadających stóp procentowych?
Materiał Promocyjny
Edycja marzeń, czyli realme inspirowany Formułą 1
Finanse
Czego może nas nauczyć Warren Buffett?