Kiedy zbiera się grupa czterech Hiszpanów, jeden z nich musi być urzędnikiem – żartują mieszkańcy Półwyspu Iberyjskiego. Rozbudowana administracja pożera coraz więcej publicznych pieniędzy, ale wydaje się to nikomu nie przeszkadzać. Wręcz przeciwnie – w czasach kryzysu coraz więcej grup zawodowych zaczyna wyciągać ręce po państwowe pieniądze i pomoc od organizacji pozarządowych. – Teraz poszukiwane stają się inwestycje, do których dopłaca państwo. To gwarantuje ich bezpieczeństwo – uważa biznesmen Joan Davi, który prowadzi korporację inwestycyjną.
[srodtytul]Madryt[/srodtytul]
Wielka manifestacja funkcjonariuszy Guardia Civil i ich rodzin. Reprezentacyjną arterią Madrytu La Castellana przetacza się tłum 20 tys. osób. Pod Ministerstwem spraw Wewnętrznych wykrzykują żartobliwe i niecenzuralne epitety pod adresem obecnego ministra. Żądają lepszego wyposażenia: ubrań i sprzętu oraz godziwych zarobków i emerytur. Najgłośniej krzyczą kobiety, bo pracujący w służbie cywilnej mężowie nie zawsze chcą się publicznie buntować przeciwko przełożonym.
[wyimek]Kryzys w Hiszpanii szczególnie dotknął branżę deweloperską. W prasie pojawiają się teraz żarty, że łatwiej jest sprzedać piecyk elektryczny na Saharze niż apartament na Costa del Sol[/wyimek]
Nie finansiści, nie maklerzy i nie menedżerowie, tylko rodziny wychowujące dzieci najbardziej odczuwają skutki zaczynającego się w Hiszpanii kryzysu gospodarczego. Liczba osób korzystających z pomocy Caritasu wzrosła w tym roku w Hiszpanii o 40 proc. Po żywność, ubrania i środki higieniczne zgłaszają się przede wszystkim rodziny, w których ojciec stracił pracę, samotni rodzice z dziećmi na utrzymaniu, osoby starsze, których emerytury nie starczają na życie.