Żeglowanie jako sport wymyślili arystokraci w irlandzkim Cork i przypieczętowali to w 1720 roku powołaniem elitarnego klubu. Jak wiadomo, żeglarze mają siebie za indywidualistów, więc by to podkreślić, za współczesną mekkę uważają małe portowe miasto w Anglii. Dla Wyspiarzy wydaje się to oczywiste: Cowes jest od lat siedzibą Royal Cork Yacht Club – królewskiego klubu, najstarszego żeglarskiego klubu świata.
W historii tego sportu zaskakuje niejedno. Jeszcze w XVIII wieku jachty były wyposażone w działa, jedno lub dwa – „Czasem na pirata, czasem na Francuza”, jak mówią stare wygi z Cowes.
Dzisiaj wyścigi jachtów – raczej chartów morskich – kojarzone są nie z elitarnymi klubami, lecz z największymi regatami zawodowców dokoła świata: Volvo Ocean Race. Odbywają się co trzy lata, finansowane są przez bogate korporacje, w tym roku zakończyły się w czerwcu zwycięstwem załogi jachtu Ericsson 4.
Zaakceptowana została również niewygodna prawda, że puchar America’s Cup (najstarsza nagroda w nowożytnym sporcie i najbardziej prestiżowe trofeum w żeglarstwie) po raz pierwszy do Europy przywieźli Szwajcarzy. Jeszcze bardziej zaskoczyć może informacja, że ten zaledwie 7,5-milionowy kraj, bez dostępu do morza, ma trzecią co do wielkości flotę kontenerową świata.
Polacy z roku na rok coraz bardziej rozsmakowują się w żeglarstwie. Przede wszystkim dlatego, że bogaci się średnia warstwa społeczeństwa. Lubimy zwłaszcza wakacje pod żaglami. Widać to szczególnie w Chorwacji, gdzie latem pływają, a przez cały rok stacjonują polskie jachty. Polacy wybierają się też na Morze Egejskie, coraz częściej słychać o wyprawach na Morze Północne, poważnych rejsach wokół Szkocji czy wypadach na Islandię. Widać też, że zainteresowanie wzrasta na tyle, by utrzymać na rynku już dwie imprezy targowe zajmujące się głównie tą dziedziną, „Wiatr i wodę” w Warszawie oraz „Boatshow” w Poznaniu.