Do ministerstwa wpłynął w tym roku zaledwie jeden wniosek o dofinansowanie z funduszy unijnych dużych inwestycji produkcyjnych w ramach programu „Innowacyjna gospodarka”. Na wsparcie takich kluczowych projektów jest ponad 1 mld zł.
Nic dziwnego, że resort gospodarki szuka sposobu na zachęcenie firm do takich inwestycji. Jak dowiedziała się „Rzeczpospolita”, zmienione zostaną wymagania wobec projektów ubiegających się o wsparcie. Ministerstwo planuje obniżyć wymaganą (i punktowaną) liczbę nowych miejsc pracy, które muszą powstać dzięki przedsięwzięciom, oraz podnieść maksymalny poziom dotacji z 25 do 30 proc. kosztów, które podlegają refundacji ze środków unijnych.
– Do końca tygodnia projekt rozporządzenia wprowadzającego zmiany skierujemy do konsultacji wewnątrzresortowych. Jego ostateczny kształt powinien być gotowy w październiku lub w listopadzie – mówi „Rz” Anna Kacprzyk, dyrektor Departamentu Funduszy europejskich w Ministerstwie Gospodarki.
Podkreśla, że nie zapadła jeszcze ostateczna decyzja, ile miejsc pracy będzie musiał stworzyć inwestor, by mieć szansę na grant. – Na pewno będzie to mniej niż obecnie obowiązujący poziom 200 miejsc pracy – mówi Kacprzyk. Z naszych nieoficjalnych informacji wynika, że może to być 150 nowo zatrudnionych.
Zdaniem ekspertów, choć proponowane zmiany idą w dobrym kierunku, nie spowodują, że radykalnie wzrośnie zainteresowanie wsparciem. – Wymagania, nawet złagodzone, są wciąż bardzo wysokie. Inwestorzy boją się po prostu takich długoterminowych zobowiązań, szczególnie w sytuacji kryzysu gospodarczego – uważa Magdalena Burnat-Mikosz, szef działu ulg i dotacji inwestycyjnych Deloitte. Inwestor musi bowiem utrzymać poziom zatrudnienia przynajmniej przez pięć lat po otrzymaniu dotacji.