Mamy dość dziwną sytuację. Z polskiej gospodarki płyną mieszane sygnały – część bardzo dobrych, część ewidentnie złych. Jeśli wierzyć książkowej ekonomii, powinno to prowadzić do falowania nastrojów i znajdować odbicie w ostrych wahaniach najczulszych barometrów rynku – giełdy i rynku walutowego.
No i rzeczywiście, kiedy tylko zaczęła się dyskusja o niedobrym stanie polskich finansów publicznych (nie będę jej przypominać, liczę, że na sąsiedniej stronie Krzysztof Rybiński ponownie postraszy nas widmem Gierka), złoty zaraz zareagował. Jak? Ano w sposób niezupełnie zrozumiały, bo wcale nie osłabieniem, ale wzmocnieniem. I wzmacniał się nadal, niezależnie od niespodziewanego przyspieszenia inflacji, kłótni o OFE, dalekich od marzeń propozycji budżetowych, ostrzeżeń dotyczących bliskiego przekroczenia progów ostrożnościowych zadłużenia publicznego, wreszcie chłodnego przyjęcia przez Brukselę polskich propozycji dotyczących sposobów liczenia długu emerytalnego. Im było gorzej – tym złoty nam bardziej się wzmacniał, a równolegle z tym rosły ceny akcji na warszawskiej giełdzie.
Ta nienormalna i nie do końca zgodna z podręcznikową wiedzą rozbieżność między finansowymi kłopotami i wzmacniającą się walutą miała szansę zakończyć się obecnie, kiedy wreszcie dotarło do nas sporo dobrych informacji. GUS zaskoczył wszystkich lepszymi od oczekiwań danymi o dynamice PKB, nie potwierdziły się obawy o wzrost inflacji bazowej, bilans płatniczy Polski wygląda wzorowo, agencje ratingowe nie mają zamiaru obniżać wystawianych nam ocen z powodu przyszłorocznego deficytu, w ostatniej prognozie Komisji Europejskiej na najbliższe dwa lata nadal zachowujemy pozycję „zielonej wyspy”. No to co się stało ze złotym? Ano poleciał na łeb, na szyję.
Oczywiście, że mamy do czynienia z paradoksem. Ale ten paradoks nie jest trudny do wyjaśnienia.
Niestety, złoty jest tylko stosunkowo niedużym żetonem, którym gra się w globalnym kasynie, zwanym rynkiem finansowym. Kupuje się go i sprzedaje, nie patrząc za bardzo na to, co się za nim kryje – po prostu dorzucając go do kupki innych żetonów, traktowanych z grubsza w podobny sposób.