Z populacją w wysokości ok. 38 milionów ludzi można opisać Polskę jako najmniejsze duże państwo europejskie. Nieco wyżej lokuje się Hiszpania z 46 milionami obywateli, a Rumunia z 21 milionami oczko niżej.
Stłumione aspiracje
To może tłumaczyć, dlaczego polskie start-upy nie zaistniały jeszcze na poważnie na europejskiej scenie.
Według Tomasza Czechowicza, partnera zarządzającego w MCI Management, jednym z głównych polskich funduszy venture capital, problem polega na tym, że populacja kraju jest niemal wystarczająco duża, by zapewniać byt lokalnym firmom średniej wielkości, co tłumi ich ambicje.
Mniejsze kraje nie mają wyboru i od początku muszą myśleć globalnie. Niewielka Estonia – z populacją na poziomie ok. 1,3 miliona mieszkańców – stworzyła grupę start-upów o globalnym zasięgu, takich jak producenci oprogramowania GrabCAC i Erply.
Większe kraje mogą wspierać wybijające się lokalne firmy i później wprowadzać je na scenę międzynarodową, co udowodnił berliński Rocket Internet na przykładzie takich firm jak sieć odzieżowa Zalando, która w 2012 roku miała 1,15 mld euro przychodów. Najgorzej mają kraje pośrodku – zbyt małe, by być duże, i zbyt duże, by być małe.