U nas tu druga Ukraina – mówi Lidia Aleksandrowna, przewracając oczami. – Wasiliew z Andriejewem zupełnie tak samo jak Juszczenko z Tymoszenko wylewają na siebie pomyje. A ludzie boją się, co jutro przyniesie – dodaje. Wasiliew to mer nadwołżańskiego miasta Tutajew, a Andriejew – szef rejonowej administracji. Kłócą się, bo ciągle nie mogą wyjaśnić, kto tak naprawdę rządzi miastem. Tymczasem jedyny zakład w mieście – Tutajewski Zakład Budowy Silników – jest na skraju upadłości, a słowo „kryzys” brzmi coraz bardziej złowieszczo.
[srodtytul]Zakład zbudował miasto[/srodtytul]
– Na moim osiedlu wszystkich, którzy pracowali w Zakładzie, już pozwalniali – mówi tutajewska emerytka, pani Serafima. O Zakładzie Budowy Silników wszyscy mówią tutaj po prostu Zakład. Bo jest tylko jeden. Oprócz niego jeszcze kombinat lniany produkujący brezenty i trochę małych firm. Ale one się nie liczą. – To na Zakładzie zbudowano miasto – mówi babuszka Serafima. Kiedyś była tutaj duża wieś, a gdy pojawił się Zakład, wyrosło miasto. – To wszystko – emerytka robi szeroki gest dłonią, wskazując na okoliczne budynki, typowe breżniewowskie pudełka od zapałek, szare i ponure, takie, jakie można spotkać w całej Rosji – to wszystko zbudował Zakład. Domy, sklepy. Wcześniej po tej stronie Wołgi było tylko błoto – opowiada.
– Dziękuję Bogu, że już jestem na emeryturze – mówi babuszka Serafima, która jeszcze kilka lat temu pracowała w Zakładzie. – I stary też – dodaje. – Wtedy to było coś! A dzisiaj strach, zwłaszcza dla młodych, bo w mieście pracy nie ma. Dostaje 3970 rubli (ok. 390 zł) emerytury. Z tego 700 rubli to opłaty za mieszkanie. Pani Serafima rozgląda się dookoła. – Zakład to wszystko zbudował. A teraz, ech, szkoda gadać – wzdycha ciężko.
[srodtytul]Zwolnienia jak wyrok[/srodtytul]