Rajd naszej waluty w górę trwa od lutego tego roku. W tym czasie złoty umocnił się o prawie 14 proc. do euro i ponad 25 proc. do dolara. To wcale nie musi być koniec dobrej passy, twierdzą analitycy.
Wczoraj euro kosztowało już 4,0650 zł, a dolar 2,83 zł. Tym samym nasza waluta znalazła się na poziomie z początku stycznia tego roku. W ten sposób przyjęto nadspodziewanie dobre dane na temat sprzedaży detalicznej. Jak podał GUS, w lipcu wskaźnik wzrósł o 5,7 proc., podczas gdy oczekiwania ekonomistów mówiły o wzroście o 0,7 proc. Informacje te zamykają Radzie Polityki Pieniężnej drogę do kolejnych obniżek stóp procentowych. Dziś RPP w ocenie większości analityków pozostawi stopy bez zmian. Obecnie główna stopa procentowa wynosi 3,5 proc.
Do zakupów naszej waluty zachęcają nie tylko dobre dane makroekonomiczne, ale przede wszystkim sytuacja na parkiecie. Dla zagranicznych inwestorów, których aktywność na rynku jest bardzo widoczna, wzrostowy kierunek indeksów i walut oznacza dodatkowe, często niemałe zyski. – Ta grupa inwestorów stoi za zwyżkami. W styczniu i w lutym to oni wyprzedawali nasze akcje, a dziś jesteśmy ich faworytami. Póki polskie akcje będą drożeć, złoty będzie silny – mówi Marek Mikuć, członek zarządu TFI Allianz Polska.
Przykładowo zakup akcji PKO BP w lutym tego roku do dziś w złotych przyniósł zysk w wysokości 80 proc., natomiast wyrażony w walucie przekroczył już 100 proc. Paradoksalnie jednak to właśnie te trzycyfrowe zyski mogą skłonić część inwestorów do realizacji zysków. Na razie nic takiego się nie dzieje. Wczoraj ceny akcji w Warszawie znów poszły w górę, wyznaczając nowe tegoroczne maksymalne poziomy.
– Ogromna ilość zleceń z Londynu i Nowego Jorku przechodzi dziś już poza lokalnymi brokerami, pojawiają się one na giełdzie poprzez zdalnych członków giełdy – mówi jeden z maklerów. Potwierdza to skala obrotów. W sierpniu średnio na sesję było to 1,6 mld zł wobec średniej tegorocznej na poziomie 1,2 mld zł.