Po piątkowej wyprzedaży akcji – sprowokowanej przez niefortunne wypowiedzi węgierskich polityków na temat możliwości bankructwa ich kraju – dziś nadeszła kontynuacja. WIG20 otworzył się 1,3 proc. na minusie, a potem jeszcze nieco pogłębił straty. Najmocniej w dół pociągnęły indeks akcje KGHM oraz Pekao.

Dlaczego kursy nadal idą w dół, chociaż przez weekend węgierscy politycy zdecydowanie złagodzili ton i zdali sobie sprawę, że nieprzemyślane wypowiedzi to dolewanie oliwy do ognia? Najprostsze wytłumaczenie jest takie, że węgierskie kłopoty to jedynie kolejny pretekst do kontynuacji wyprzedaży na rynkach. Bo czy można zakładać, że to węgierscy politycy sprawili, że w piątek na Wall Street indeksy straciły ponad 3 proc., a dziś rano w podobnym tempie poszły w dół rynki azjatyckie?

Tym razem serwisy informacyjne tłumaczą gorsze nastroje na rynkach głównie jako echo piątkowych słabszych danych z amerykańskiego rynku pracy (miejsc pracy przybyło mniej niż oczekiwano). Z kolei analitycy techniczni sugerują, że skoro WIG20 od połowy kwietnia znajduje się w krótkoterminowym trendzie spadkowym, to do jego kontynuacji wystarczą nawet takie informacje, które w innych okolicznościach zostałyby wręcz zignorowane przez inwestorów. Według takiej teorii indeks dużych spółek pod własnym ciężarem zmierza do dołka z końca maja (2270 pkt na zamknięciu).