Obawa, że zapowiadana reforma systemu emerytalnego nie poprawi jego efektywności wynika z faktu, że proponowane rozwiązania są często oparte na subiektywnych ocenach stron, a w małym stopniu poparte badaniami naukowymi. One zaś wskazują, że wpływ na wysokość przyszłych emerytur istotnie zależeć może od ładu korporacyjnego obowiązującego w systemie emerytalnym, a w szczególności kto i kogo interesy w nim chroni.Nadzór właścicielski wbrew pozorom ma kluczowe znaczenie dla działalności systemu emerytalnego, a został on pominięty we wszystkich dotychczasowych projektach reformy emerytalnej w Polsce.
Po raz pierwszy zależność między efektywnością systemu emerytalnego a nadzorem właścicielskim prezentował model Timotheya Besleya i Andrei Prata z London Business School. Autorzy, ci wykorzystując model teoretyczny, udowodnili, że w funduszach emerytalnych występuje specyficzny konflikt agencyjny. Pod tym pojęciem należy rozumieć rozbieżność interesów między właścicielem a wynajętym przez niego menadżerem, który zarządza w jego imieniu spółką. Ład korporacyjny ma natomiast niwelować ewentualne konflikty wynikające często z rozbieżnych interesów stron i wprowadzać w firmie mechanizmy sprawiające, by menedżerowie działali w interesie właścicieli. Mechanizmy te nie zawsze działają jednak skutecznie, czego przykładem są upadłość Enronu w USA czy działania menedżerów Lotu, gdzie tylko na tzw. opcjach paliwowych spółka miała 300 mln zł strat.
W przypadku funduszy emerytalnych problem jest bardziej złożony, gdyż trudno jest tu zdefiniować właściciela. Może nim być zarówno przyszły emeryt, który oszczędza za pośrednictwem funduszu, ale także jego właściciel zarządzający odpłatnie ulokowanymi w nim środkami. Problem ten rozstrzygnął ostatecznie model Besleya-Prata, który wskazał, że w tym przypadku istotne znaczenie ma nie własność, ale ponoszone przez strony ryzyko.W planach emerytalnych o zdefiniowanym świadczeniu (defined benefit) ryzyko ponosi towarzystwo emerytalne, gdyż ono, zawierając umowę, gwarantuje członkowi wysokość przyszłego świadczenia, którego wartość jest z góry określona. Oznacza to, że towarzystwo będzie musiało pokryć z własnych funduszy ewentualny niedobór, gdyby wartość oszczędności członka tego planu była niższa niż zagwarantowane przez niego świadczenie emerytalne.
Z tego też powodu towarzystwo będzie dokładało wszelkich starań, aby sprawowany był odpowiedni nadzór nad funduszem inwestującym środki przyszłego emeryta, gdyż ono ponosi tu największe ryzyko w momencie ewentualnych strat na inwestycjach.Odmiennie sytuacja kształtuje się w planach emerytalnych opartych na zdefiniowanej składce (defined contribution). W tym przypadku przyszłe świadczenie emeryta zależy od wysokości wpłacanej przez niego składki i zysków wypracowanych przez towarzystwo.
W przypadku ewentualnych strat, czego byliśmy świadkiem podczas kryzysu, ryzyko niższego świadczenia ponosi wyłącznie przyszły emeryt. Straty te nie mają natomiast istotnego znaczenia dla towarzystwa za wyjątkiem niższych przychodów prowizyjnych, które są naliczane od wysokości wszystkich środków przyszłego emeryta, którymi zarządza fundusz.Właśnie z tego powodu Bank Światowy zalecał, aby dwa pierwsze filary systemu emerytalnego istotnie różniły się pod względem ryzyka ponoszonego przez jego uczestników. Zgodnie z tymi zaleceniami pierwszy filar powinien być planem o zdefiniowanym świadczeniu emerytalnym, drugi zaś o zdefiniowanej składce.