Debiut BGŻ wyglądał też nieciekawie. Pierwszy dzień wprawdzie dał właścicielom akcji banku minimalny zarobek, ale wszystkie pozostałe elementy tej operacji były widoczną porażką Ministerstwa Skarbu.
Jednak obie te oferty miały zalety, które w ostatecznym rozrachunku będą ważniejsze niż kłopoty z czasów debiutu. Nie chodzi tu o pieniądze pozyskane przez ministra skarbu. Pamiętajmy, że fakt, iż kurs akcji nie wzrósł ponad cenę z oferty, może świadczyć o tym, że minister skarbu wziął tyle pieniędzy, ile warte były te spółki, nie zostawiając miejsca na zarobek dla inwestorów.
•
W tej sprawie ważne jest jedno – na giełdę weszły dwie istotne instytucje, doskonale uzupełniające obraz naszej gospodarki widziany z parkietu. BGŻ był drugim co do wielkości bankiem niepublicznym. Większy jest tylko państwowy BGK. Czyli zdecydowanie poprawiła się przejrzystość sektora bankowego. Nie ma już niebezpieczeństwa, że spośród podobnej wielkości banków jeden musi stosować pełną jawność informacyjną, a drugi może ukrywać jakieś wybrane informacje. Teraz największym niepublicznym bankiem komercyjnym jest Raiffeisen Polska.
Ważniejszy jednak był debiut JSW. Po wielu latach niemocy i walk ze związkami zawodowymi państwo wreszcie upubliczniło wielkiego molocha. Od tej pory będziemy wiedzieli, ile kto zarabia i dokąd płyną pieniądze państwowych firm. Od tej pory każdy wybór członka rady nadzorczej JSW będzie jawny. Minister skarbu nie tylko będzie musiał przedstawić życiorysy swoich kandydatów, ale wytłumaczyć się mediom, co nim kierowało przy ich wyborze. Równie ważne będzie też to, że działanie zarządu JSW będziemy oceniali nie na podstawie skąpego sprawozdania rocznego, ale cokwartalnych raportów.