Szybko jednak do głosu doszli optymiści, którzy zaczęli kupować nasz pieniądz. Skutkowało to jego umocnieniem do dawno nieoglądanych poziomów. Swój wkład w zwyżkę złotego miał też Bank Gospodarstwa Krajowego, który po kilkutygodniowej przerwie znowu włączył się do gry na rynku.

Po południu za euro płacono już mniej niż 4,21 zł, co było najniższą ceną od pierwszej dekady września. Dolar w dołku kosztował poniżej 3,2 zł, czyli był przeszło cztery grosze tańszy (ponad 1 proc.) niż w poniedziałek. Notowania franka spadły do nieco ponad 3,49 zł, z 3,53 zł dzień wcześniej.

Koniec dnia nie był już jednak tak udany. Seria słabszych, niż zakładano, danych z USA?skutkowała wzrostem zainteresowanie mniej ryzykownymi aktywami. W konsekwencji wieczorem euro kosztowało w Warszawie 4,22 zł (0,7 proc. mniej niż w poniedziałek). Dolar wyceniany był na 3,22 – 3,23 zł (przecena o 0,5 proc.), a frank na 3,51 zł (spadek o 0, proc.).

Oprocentowanie obligacji dziesięcioletnich zmalało wczoraj do 5,6 proc. i było najniższe od września. Rentowność pięciolatek spadła do 5,04 proc., a dwulatek do 4,71 proc.