Zwykle GUS publikuje tzw. szybki szacunek inflacji w ostatnim dniu danego miesiąca albo na początku kolejnego. W styczniu i w lutym jest inaczej. Wstępny szacunek inflacji w tych miesiącach ukazuje się dopiero w połowie kolejnego miesiącu. A wynik styczniowy jest tradycyjnie przeliczany w marcu, przy okazji publikacji wyniku lutowego.
Ta komplikacja wynika z dorocznej zmiany wag towarów i usług uwzględnionych we wskaźniku cen konsumpcyjnych (CPI). Skład CPI, głównej miary inflacji w Polsce, odzwierciedla bowiem strukturę wydatków gospodarstw domowych w roku poprzednim. Informacje o tej strukturze GUS pozyskuje z badania budżetów gospodarstw domowych. Aktualizację składu CPI ogłasza zaś zwyczajowo w marcu. Przy tej okazji liczy na nowo inflację w styczniu, już z wykorzystaniem aktualnego systemu wag.
Wstępny szacunek inflacji w styczniu, który GUS opublikuje jutro, pokaże, że CPI w ubiegłorocznym składzie wzrósł o 17,6 proc. rok do roku, po zwyżce o 16,6 proc. w grudniu. Tak oczekują przeciętnie ankietowani przez „Rzeczpospolitą” ekonomiści. Ale dystans między skrajnymi szacunkami przekracza 4 pkt proc. Najwięksi optymiści zakładają, że inflacja wyhamowała do 16,1 proc., a najwięksi pesymiści, że przyspieszyła do 20,5 proc. Najwyższy szacunek jest o ponad 27 proc. wyższy od najniższego.
Czytaj więcej
Aktywność w polskiej gospodarce zmalała w IV kwartale ub.r. o 2,4 proc. w stosunku do poprzednich trzech miesięcy. Nie licząc II kwartału pandemicznego 2020 r., to najgorszy wynik co najmniej od początku stulecia.
Rozbieżność między szacunkami inflacji, odzwierciedlająca niepewność ekonomistów, większa była poprzednio w lutym 2022 r. Wtedy w życie weszła tzw. tarcza antyinflacyjna, a jej skutków dla dynamiki cen nie sposób było precyzyjnie określić. Wcześniej rozstrzał szacunków był większy w kwietniu 2021 r.