W kwietniu wartość polskiego eksportu towarów wyniosła niespełna 15,2 mld euro, o zaledwie 0,6 proc. więcej niż rok wcześniej – wynika z danych opublikowanych we wtorek przez NBP. To najsłabszy wynik od października ub.r. W I kwartale eksport rósł średnio w tempie 11,2 proc. rocznie, a mimo to wyniki wymiany handlowej dodały do wzrostu PKB Polski (wyniósł 4 proc. rok do roku) zaledwie 0,1 pkt proc.
Wielkanoc miesza w danych
Ten i kolejne kwartały będą pod tym względem prawdopodobnie jeszcze słabsze, choć akurat kwietniowe dane o tym nie przesądzają. Wyraźnie wyhamował wtedy nie tylko eksport, ale też import. Ten ostatni zwiększył się o 3,4 proc. rok do roku, po zwyżce o 18,9 proc. w marcu. W efekcie po dwóch miesiącach deficytu w handlu towarowym Polska znów odnotowała nadwyżkę w wysokości 86 mln euro.
Ankietowani przez nas ekonomiści szacowali przeciętnie, że eksport zwiększył się w kwietniu o 3,3 proc. rok do roku, a import o 8,4 proc. Spowolnienie w handlu międzynarodowym, choć okazało się silniejsze, zaskoczeniem nie było. – Wynikało ono w głównej mierze z negatywnych efektów kalendarzowych – zauważyli w komentarzu ekonomiści PKO BP. Podczas gdy marzec br. liczył o jeden dzień roboczy więcej niż w ub.r., to kwiecień miał dwa dni robocze mniej. Maj znów liczył o jeden dzień więcej i prawdopodobnie przyniósł powrót dwucyfrowej dynamiki eksportu i importu.
Inwestycje napędzą import
Jak zauważyli w komentarzu do wtorkowych danych ekonomiści BZ WBK, niemrawy wzrost importu w kwietniu może też być sygnałem, że z początkiem II kwartału nie rozpoczęło się jeszcze ożywienie inwestycji, które są w Polsce importochłonne. Ale ich odbicie po ubiegłorocznym załamaniu, które było skutkiem przerwy w wykorzystaniu funduszy z UE, jest tylko kwestią czasu. Większość ekonomistów zakłada więc, że import będzie stale rósł szybciej niż eksport, tym bardziej że temu pierwszemu sprzyja też wciąż dynamiczny wzrost konsumpcji, drugiemu zaś szkodzi aprecjacja złotego.