– Co chcesz, to Francja – słyszę. Potem jeszcze pani, która usiłuje jakoś zorganizować coraz bardzie niecierpliwą kolejkę, powie mi, że te półtorej godziny, które musiałam odstać, to i tak nie jest źle. A jak ktoś ma przesiadkę? – No to ma problem – mówi pani. – Ale jaki szaleniec dzisiaj będzie chciał się przesiadać w Paryżu – słyszę komentarz za plecami.
Docieram do stanowisk kontroli paszportowej i co widzę? Na dziesięć budek czynne cztery. O nie, nawet trzy, bo właśnie w jednej zmieniają się funkcjonariuszki i muszą koniecznie się przywitać zwyczajowymi buziaczkami. Kolejka się gotuje. – Co chcesz, to Francja – słyszę znowu. Ale wiem, że nie o to chodzi. Bo ten kraj jest dzisiaj inny niż przed rokiem. Po zamachach w Paryżu i Nicei zmieniło się wszystko.