– Ta decyzja oznacza, że oficjalnie i ostatecznie decydujemy się na prywatyzację kopalni Silesia, ale po zarządzie decyzję musi potwierdzić jeszcze rada nadzorcza spółki i walne zgromadzenie akcjonariuszy, czyli minister gospodarki – mówi Zbigniew Madej, rzecznik KW.
To już jednak bardziej formalność, bo w 2007 roku wszystkie organy wydały spółce zgodę na sprzedaż kopalni. Dopełnienie formalności możliwe jest jednak dopiero teraz – po wpłaceniu przez szkocką firmę wadium w wysokości 4 mln zł. Gibson Group zwlekał z tym dwa miesiące. Ofertę wartą 205 mln zł Szkoci złożyli w grudniu. – Czekamy, aż wpłacą pieniądze i podpiszemy umowę – dodaje Madej.
Kompania na razie nie chce mówić o możliwym fiasku transakcji, o którym media piszą od czasu złożenia ofert. Zastanawiające jest bowiem, skąd Szkoci, których aktywa wynoszą 178 tys. zł, wezmą pieniądze na tak dużą transakcję. – Pieniądze już czekają – zapewnia Tom Gibson, szef szkockiej spółki. Nie wiadomo jednak, gdzie – bo np. gwarantem wadium była firma z Wysp Dziewiczych. W styczniu „Puls Biznesu” zasugerował, że za Gibsonem stoją być może Rosjanie zainteresowani złożami Silesii.
Złoża te to ok. 500 mln ton surowca – drugie co do wielkości (po kopalni Janina) w Polsce. Dojście do nich jest jednak kosztowne – już na początek, m.in. na budowę szybu, nowy właściciel będzie musiał wydać przynajmniej 0,5 mld zł. A KW takich pieniędzy nie ma i Silesię musiałaby zamknąć. Corocznie przynosi ona blisko 30 mln zł strat. Kompania Węglowa woli inwestować np. w nierentowną Halembę-Wirek (dużo większa, straty 300 mln zł rocznie), bo zdaniem prezesa KW Grzegorza Pawłaszka ta inwestycja się zwróci – KW w Halembie liczy bowiem na dojście do droższego węgla koksującego.
– Na sprzedaż Silesii zgodnie z warunkami przetargu mamy czas do czerwca i liczymy, że nie będzie już żadnych przeszkód – mówi Madej.