Wątpliwości musi rozwiać wiceminister gospodarki Adam Szejnfeld odpowiedzialny za przedstawiony projekt.
– Powinniśmy zacząć od zmiany sposobu myślenia o prawie pracy. Przez wiele lat związki zawodowe i kolejne rządy traktowały kodeks pracy jako narzędzie ochrony pracownika przed pracodawcą – tłumaczy Wojciech Warski, przewodniczący Konwentu BCC. – W domyśle to byli źli pracodawcy. A przecież kodeks pracy służy temu, by obie strony: pracownik i pracodawca, ustaliły zasady współpracy. Teraz przedsiębiorca ma same obowiązki. A pracownik co najwyżej ma przychodzić do pracy.
Propozycje nowelizacji kodeksu budzą sprzeciw związków, bo ich zdaniem ograniczają bezpieczeństwo pracowników i prawa związków zawodowych. Przedsiębiorcy boją się zaś, że w debacie na temat kontrowersyjnych zapisów zniknie to, na czym im najbardziej zależy: uelastycznienie stosunków pracy oraz zmniejszenie dni choroby, za jakie pracodawca musi wypłacać wynagrodzenie.
Adam Szejnfeld argumentuje, że zmiany zaproponowane przez jego zespół międzyresortowy likwidują martwe przepisy albo ewidentne buble prawne.
Według niego osoba prywatna, która zatrudnia ciężarną nianię do dziecka albo sprzątaczkę, nie może być zmuszana do tego, by przyjąć ją do pracy po urodzeniu dziecka. – Jeśli chcemy zmniejszyć szarą sferę, musimy wprowadzać rozwiązania adekwatne do sytuacji pracowników i pracodawców – tłumaczy. – I dlatego chcemy wzmocnić pozycję samozatrudnienia.