PGNiG liczy, że w latach 2015 – 2016 popyt na gaz w kraju będzie przynajmniej o 15 proc. większy. Zapotrzebowanie ma wzrosnąć przede wszystkim dzięki budowie bloków energetycznych opalanych tym paliwem. – Biorąc pod uwagę plany poszczególnych firm oraz nasze, szacujemy, że do 2016 r. mogą powstać elektrownie gazowe o mocy 2 tys. megawatów, które będą potrzebować ok. 2 mld m sześc. gazu rocznie – tłumaczy „Rz” dyrektor departamentu strategii koncernu Tomasz Karaś.
Te przewidywania się spełnią, jeśli dojdą do skutku projekty nie tylko koncernów energetycznych (zapowiadane m.in. przez Tauron, gdańską Energę oraz czeski CEZ), ale też takie, które mają firmy do tej pory niekojarzone z energetyką, np. PKN Orlen.
Dla PGNiG rozwój elektrowni gazowych w Polsce ma szczególne znaczenie, bo od 2015 r. spółka będzie miała nadmiar tego surowca. Powody są dwa. Pierwszy to nowa, bliska sfinalizowania długoletnia umowa z rosyjskim Gazpromem, która przewiduje zwiększony, i to znacznie, import surowca rosyjskiego (z 7,5 mld do 10,3 mld m sześc. rocznie). Drugi powód to fakt, że w 2014 r., po zakończeniu budowy gazoportu, na polskim rynku pojawi się paliwo z Kataru. Zatem PGNiG będzie w 2015 r. sprowadzać z zagranicy ok. 13 mld m sześc. surowca i wydobywać z polskich złóż ok. 4,5 mld m sześc. Obecnie zapotrzebowanie w kraju wynosi poniżej 14 mld m sześc.
Energetyka daje szansę na zagospodarowanie nadwyżek gazu, których eksport będzie bardzo trudny choćby ze względu na to, że po 2012 r. do granicy niemieckiej będzie docierało ok. 30 mld m sześc. gazu rocznie nowym gazociągiem Nord Stream przez Bałtyk.
W rozwoju energetyki gazowej PGNiG ma poważnego sojusznika, jakim jest rząd i jego strategia „Polityka energetyczna do 2030 r.”. W dokumencie przewidziano wzrost udziału energii z gazu w krajowym bilansie ze względu na wymagania unijne dotyczące ochrony środowiska (obniżenia emisji dwutlenku węgla). Ale choć elektrownie gazowe są tanie w budowie – ok. 700, 800 tys. euro za megawat mocy – i mogą powstać szybciej od węglowych, bo praktycznie w ciągu trzech lat, to jednak koszty produkcji prądu, a więc i jego cena, są wysokie.