Nadal będzie niespokojnie na rynku ropy naftowej. Słaby dolar podtrzyma ceny metali. To będzie drogi tydzień dla inwestorów.
Ledwo ceny ropy zdołały spaść poniżej 100 dolarów za baryłkę w Nowym Jorku, natychmiast pojawił się nowy powód, który znów je będzie windował – niepokoje na granicy turecko-irackiej i rozpoczęcie przez armię turecką ofensywy lądowej w północnym Iraku. Nimit Khamar, analityk Sucden, nie ma wątpliwości, że jest to sygnał jeśli nie do natychmiastowej zwyżki notowań, to z pewnością do podtrzymania ich na obecnym poziomie.
Na razie za ropę w Nowym Jorku trzeba było w piątek po południu zapłacić 97,52 dol. za baryłkę, a surowiec Brent w Londynie kosztował 95,94 dol. Kevin Norrish, analityk Barclays Capital, uspokaja jednak, że sprawa jest bardziej polityczna niż dotycząca bezpośrednio rynku ropy, ale wskazuje na inne czynniki, które mogą się przyczynić do wzrostu cen. Jego zdaniem podwyżki może spowodować decyzja OPEC o cięciu produkcji, która wydaje się nieunikniona już podczas marcowej konferencji ministrów kartelu. Kolejnym czynnikiem jest rosnące napięcie na linii Caracas – Waszyngton i zmniejszenie wenezuelskich dostaw na rynek amerykański. Z tego kraju płynie do USA jedna trzecia całego amerykańskiego importu ropy. Do tego dochodzi mroźna zima w Stanach Zjednoczonych oraz eksplozja w teksańskiej rafinerii BP. Jedyny czynnik, który może hamować tę podwyżkę, to spadek kursów akcji na rynku amerykańskim.
Inwestorzy wyraźnie ruszyli na zakupy także innych surowców. Ich zdaniem jest to znacznie bezpieczniejsza lokata kapitału niż akcje czy obligacje. Platyna bije rekord za rekordem. Nikt się nie zdziwi, jeśli w przyszłym tygodniu pokona psychologiczną granicę 2200 dol. za uncję. Za złoto trzeba już zapłacić 950 dol. i na spadek cen nie można liczyć. W obu przypadkach powodem jest sytuacja w Republice Południowej Afryki i ograniczenia dostaw. Od początku roku platyna, wykorzystywana głównie w produkcji biżuterii i w motoryzacji do produkcji katalizatorów spalin, podrożała już o 40 proc., a z RPA pochodzi 80 proc. światowych dostaw tego metalu. Simon Weeks, analityk rynku metali szlachetnych z Bank of Nova Scotia, uważa, że ta sytuacja może się przeciągnąć nawet na dwa lata.
– Zapewne dojdzie do wahań cen, ale na dużą zniżkę nie ma co liczyć – mówi Weeks.