– Nie wiem, jak zakończy się obecny kryzys na rynku finansowym, ale nie musi to być poważne spowolnienie gospodarki globalnej. Teraz najważniejsze jest to, co z wiedzą, którą już wynieśliśmy z tego kryzysu, zrobią nasi przywódcy – uważa prof. Joseph E. Stiglitz, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie ekonomii w 2001 r., który wczoraj wygłosił w Warszawie wykład.
Jego zdaniem przyjęty w zeszłym tygodniu plan Paulsona nie jest wystarczającym lekarstwem. – Ten plan, który popieram, bo jest lepszy niż nic, skupił się tylko na aspekcie płynności, zostawiając na boku inne problemy, które legły u podstaw obecnej sytuacji – podkreśla prof. Stiglitz.
Według niego niemożliwa jest sytuacja, w której rynki same się regulują, a problemy rozwiązuje „niewidzialna ręka rynku”. – Ta ręka nie działa w kryzysie, bo jej po prostu nie ma – podsumowuje.
Wnioskiem płynącym z obecnej sytuacji powinno być – zdaniem noblisty – stworzenie lepszych mechanizmów regulacji rynków finansowych. Profesor uważa, że częściowo winę za kryzys ponosi Wall Street, która zarabia na transakcjach finansowych oraz tworzeniu nowych instrumentów i dąży do ich zwielokrotniania.
Według Josepha E. Stiglitza globalizacja, przy wszystkich jej zaletach, ułatwiła sprzedaż toksycznych aktywów na całym świecie. Dodatkowo – jego zdaniem – u źródeł kryzysu legła wiara w nieustanny wzrost cen nieruchomości, co owocowało przeświadczeniem Amerykanów, że „im więcej pożyczą, tym będą bogatsi”.