– Najpilniejsze jest ulżenie firmom zmuszonym do czasowych przestojów, by nie musiały zwalniać ludzi – mówi „Rz” Enrico Pavoni, prezes Fiat Auto Poland. – Chodzi o możliwość wykorzystania Funduszu Pracy, do którego firmy co roku wpłacają pieniądze. Wiem, że rząd pracuje już nad tym rozwiązaniem. Najwyższy czas – dodaje.
Pavoni i kilkunastu innych przedstawicieli branży (zarówno pracodawców, jak i pracowników) uczestniczyli we wczorajszym specjalnym posiedzeniu Sejmowej Komisji Gospodarki. Zajęła się ona problemami motoryzacji. Niestety z ust wiceministra gospodarki Adama Szejnfelda nie usłyszeli dat, kiedy obiecane zmiany zostaną wprowadzone.
Szejnfeld przypomniał, że motoryzacja będzie mogła skorzystać z pomocy w ramach rządowego pakietu stabilizacji. Chodzi m.in. o otwarcie linii kredytowej w Europejskim Banku Inwestycyjnym w wysokości 40 mld euro na kontynuowanie inwestycji. To także dostęp do gwarancji kredytowych na inwestycje w rozwój technologii proekologicznych w motoryzacji.
– Rozpatrujemy też rozszerzenie leasingu pojazdów o osoby fizyczne. To mogłoby pobudzić popyt – przypomniał minister Szejnfeld. Wymienił także wspomniane czasowe redukcje kosztów pracy podczas przestojów w produkcji przy wsparciu państwa. Część posłów z komisji od razu sprzeciwiła się temu pomysłowi, twierdząc, że pomoc dla branży byłaby tak naprawdę pomocą dla zachodnioeuropejskich konsumentów.
Istotnie, 97 proc. produkcji polskiego sektora motoryzacyjnego trafia na eksport, głównie do Niemiec, Włoch, Francji, Wielkiej Brytanii i Hiszpanii. Tamtejsze rynki właśnie się załamują i to musi się przełożyć w najbliższych tygodniach na coraz większe problemy polskich zakładów. A warto przypomnieć, że szeroko rozumiana branża motoryzacyjna zatrudnia w Polsce ok. 190 tys. osób. Przygotowanie do pracy jednego pracownika kosztuje kilka, kilkanaście tysięcy złotych. Jego zwolnienie jest zatem dla firmy ostatecznością – wszak gdy wróci koniunktura, producent znowu będzie potrzebował pracowników.