O wadze, jaką przykłada Biały Dom do katastrofy ekologicznej spowodowanej wybuchem na platformie „Deepwater Horizon” świadczy fakt, że wcześniej tego typu prezydenckie komisje powoływane były do zbadania przyczyn katastrofy promu kosmicznego Challenger z 1986 roku czy wypadku w elektrowni atomowej Three Mile Island w 1979 roku.
Komisja, którą Barack Obama powoła prawdopodobnie jeszcze w tym tygodniu, ma się zająć m.in. praktykami stosowanymi przez przemysł naftowy, a także postępowaniem agencji rządowych odpowiedzialnych za nadzór nad wydawaniem zezwoleń na poszukiwanie i odwiert ropy. Jej członkowie mają też zbadać kwestie związane z bezpieczeństwem na platformach wiertniczych. Oddzielne przesłuchania prowadzi już komisja amerykańskiego Senatu. – To mniej więcej środek kryzysu, a nie jego początek – mówiła senatorom sekretarz ds. bezpieczeństwa narodowego Janet Napolitano, zaznaczając, że „nie jesteśmy również blisko jego zakończenia”. Od kiedy 21 kwietnia zatonęła platforma Deepwater Horizon do wód Zatoki Meksykańskiej dostawało się około 800 tysięcy litrów ropy dziennie. W niedzielę inżynierom z BP udało się zmniejszyć wyciek o mniej więcej jedną piątą. I chociaż eksperci ostrzegają przed wielką katastrofą ekologiczną, szef brytyjskiego koncernu naftowego uspokaja. - Myślę, że wpływ tej katastrof na środowisko naturalne może być, bardzo, bardzo mały – oświadczył Tony Hayward w wywiadzie dla Sky News. BP wierzy, że jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, wyciek uda się już kompletnie powstrzymać w ciągu 7-10 dni. Koncern stracił już na katastrofie ponad 450 mln dol. Do sądów wpłynęło już prawie 100 pozwów żądających odszkodowania za straty związane z wyciekiem. Według ekspertów po wypłacie odszkodowań wyciek może kosztować BP łącznie od 4 do 12 mld dol. Głowy zaczęły też lecieć w agencjach rządowych odpowiedzialnych za nadzór odwiertów. Pierwszą osobą, która rezygnuje z funkcji w związku z wyciekiem jest Chris Oynes, jeden z dyrektorów w Minerals Management Service (MMS) - agencji monitorującej wydobycie surowców energetycznych. Pod koniec maja Oynes przejdzie na emeryturę. Jak zapowiadają przedstawiciele administracji to dopiero początek fali rezygnacji i dymisji.
[i]Jacek Przybylski z Waszyngtonu[/i]