Rykoszetem oberwały też firmy usługowe, które podczas strajku nie mogły wykonywać wszystkich zleconych prac w kopalniach.
– Podczas gdy wdrażanie planów naprawczych w węglowych spółkach przebiega powoli i nie wiadomo, jak ostatecznie się zakończy, branża okołogórnicza walczy o przetrwanie – kwituje Andrzej Michalik, prezes Konsorcjum Przedsiębiorstw Robót Górniczych i Budowy Szybów. Dodaje, że dostawcy usług nie mają możliwości zrekompensowania sobie tych strat poprzez eksport, jak to robią np. producenci maszyn górniczych. To dlatego ci ostatni są bardziej odporni na kryzysy w branży węglowej.
– W naszej grupie działa program dobrowolnych odejść, nie planujemy w tej chwili jednak dodatkowych zwolnień – przekonuje Marek Pogorzelski, rzecznik prasowy Kopeksu, giganta na rynku maszyn górniczych.
Z kolei przewoźnicy kolejowi dziury po zmniejszonym wydobyciu na Śląsku łatają, transportując węgiel z importu. – To prawda, że z tytułu strajku w JSW spadły wolumeny węgla krajowego, ale jednocześnie rośnie import tego surowca. Statki z węglem koksującym z Kanady i Australii już płyną lub są w naszych portach – mówi nam nieoficjalnie jeden z przedstawicieli branży kolejowej.
Czy państwo pomoże?
Dostawcy usług dla górnictwa oczekują od rządu konkretnych rozwiązań. Przekonują, że skoro wspomaga on spółki węglowe, to powinien też pomóc branży okołogórniczej. – Spółki węglowe wydłużają terminy płatności nawet o 150 dni, podczas gdy termin zapłaty podatku VAT to 30 dni. Warto pomyśleć o wprowadzeniu metody kasowej naliczania podatku dla tych firm. Tym bardziej że banki nie chcą już finansować firm okołogórniczych, które są w tak poważnych kłopotach – argumentuje Janusz Olszowski, prezes Górniczej Izby Przemysłowo-Handlowej.