- Firmy turystyczne i hotelarze policzyli zyski z tej okazji już parę miesięcy temu. Nie powinno być zaskoczeń. Ewentualnie może być więcej gości niż nasi hotelarze mogą zaoferować miejsc – mówi Futoma.
Przyznał, że ceny będą wyższe niż w zeszłym roku. - W jednym hotelu w Krakowie 5 dni kosztuje 25 tysięcy złotych, czyli 6 tysięcy za dobę, ale chętni w ostateczności pewnie się znajdą – przedstawia najdroższą ofertę, jaką ostatnio znalazł.
Futoma wyjaśnia, że turystyka krajowa napędza popyt. Hoteli dobrej klasy ciągle jest mniej, tymczasem ludzi, którzy są gotowi zapłacić za lepsze warunki coraz więcej.
Według gościa, większość ludzi chce mieć wygodę i bliskość, więc wybierają samochód albo Pendolino i spędzają długi weekend w kraju. - Część zagraniczna i tak pojedzie, a część krajowa już sobie wszystko zarezerwowała – ocenia.
Futoma tłumaczy, że w sezonie wakacyjnym w niektórych miejscach można spodziewać się syndromu weneckiego, czyli sytuacji, w której liczba odwiedzających przekracza możliwości danej miejscowości. - Przykładem będzie wkrótce Karpacz, gdzie jest niecałe pięć tysięcy mieszkańców, a planuje się budowę prawie tysiąca pokojów. Oby nie było tak jak z Helem, że będziemy czekać godzinami na wjazd do miasta, żeby później dwie godziny odpocząć – stwierdza.