Co roku niemiecki Urząd ds. Dzieci, Jugendamt, interweniuje w wypadkach rozwodów par międzynarodowych. W praktyce zabiera dzieci rodzicom zagranicznym i oddaje pod opiekę niemieckim, tak żeby mogły być wychowywane w Niemczech, w niemieckiej kulturze i języku niemieckim. Często towarzyszą temu poważne ograniczenia dla drugiego rodzica, łącznie z zakazem używania języka tegoż rodzica. Praktyka ta była wielokrotnie opisywana w polskich mediach, zajmował się nią rząd PiS i eurodeputowani tej partii. Bez rezultatu. – Zdumiewające, jak strona niemiecka jest odporna na argumenty – mówi „Rzeczpospolitej" Zdzisław Krasnodębski, wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego, który też zajmował się sprawą Jugendamtu.
Problem był postrzegany jako przede wszystkim dyskryminowanie polskich rodziców, bo wśród par międzynarodowych wiele jest polsko-niemieckich. Ale krzywda dzieje się również obywatelom innych krajów i ich politycy biją na alarm. Troje francuskich eurodeputowanych opublikowało w dzienniku „Le Parisien" apel o interwencję UE w tej sprawie. Są to Emmanuel Maurel i Edouard Martin z Partii Socjalistycznej oraz Virginie Roziere z Lewicowej Partii Radykalnej, a więc ugrupowań, które trudno uznać za nacjonalistyczne czy antyniemieckie. Piszą oni o problemie par francusko-niemieckich i obywatelach Francji, którzy w razie rozwodu stykają się z gigantyczną niemiecką machiną biurokratyczną i sądowniczą. Nie umieją się poruszać w jej meandrach, nie stać ich na opłaty i honoraria adwokackie.
Czytaj także: Jak polscy emigranci tracą dzieci
Jak jest to drogie potwierdza Wojciech Pomorski, prezes Polskiego Stowarzyszenia Rodziców Przeciw Dyskryminacji Dzieci w Niemczech. – Odebrano mi córki i przekazano niemieckiej matce. Walka o nie pochłonęła 120 tys. euro, z czego 80 tys. euro poszło na adwokatów – mówi Pomorski. Dodajmy zresztą, że walka była nieudana. Bo Jugendamt co do zasady przekazuje dzieci niemieckim rodzicom. – Koncepcja dobra dziecka i przez Jugendamt, i przez sądy, rozumiana jest w ten sposób, że dziecko powinno zostać w Niemczech z niemieckim rodzicem – mówi Krasnodębski.
W sumie do Parlamentu Europejskiego wpłynęło 300 skarg w tej sprawie. Od Francuzów, Polaków, Szwedów, Włochów i innych narodowości. Za każdym razem problem jest ten sam: niemiecki urząd Jugendamt, a za nim niemiecki sąd uznają, że to rodzic niemiecki najlepiej podoła obowiązkom wychowania dziecka. Mimo że sędzia np. francuski mógł wyrazić na ten sam temat odrębną opinię. – Ofiarami tej dyskryminacji są tysiące europejskich rodziców – piszą francuscy eurodeputowani.