Szukanie podobieństw między pracą dziennikarza śledczego i prokuratora jest chybione. To są dwie zupełnie różne profesje i ich zbyt bliskie zestawianie przynosi więcej szkody niż pożytku.
Czytaj także: Dziennikarz śledczy ma działać zgodnie z prawem
W swoim artykule „Dziennikarstwo śledcze musi być rzetelne" opublikowanym w serwisie rp.pl 2 września, prokurator Piotr Kosmaty stawia tezę, jakoby dziennikarze śledczy powinni pośrednio korzystać z niektórych zasad procesowych stosowanych przez prokuratorów w procesie karnym.
Pewne tendencje
Jak jednak sam Autor słusznie zauważa, dziennikarz nie ma narzędzi, którymi dysponuje prokurator, na przykład dyscyplinowania świadków czy przesłuchiwania ich pod rygorem odpowiedzialności karnej. To są narzędzia zarezerwowane dla wymiaru sprawiedliwości sensu largo i tak powinno pozostać. Dziennikarz zbiera informacje, weryfikuje, rozmawia z ludźmi (nie przesłuchuje). To zupełnie inne instrumentarium, które powinno prowadzić do zupełnie innych efektów niż prokuratorskie śledztwo.
„Niestety, często obserwujemy, że relacjonowaniu efektów dziennikarskich śledztw towarzyszą pewne tendencje" – pisze Autor, nie wyjaśniając bliżej, co ma na myśli. Ja równie często w swojej dziennikarskiej pracy obserwuję, że śledztwom prokuratorskim towarzyszą „pewne tendencje", a paradygmat obiektywnej prawdy niekoniecznie jest głównym wyznacznikiem działań prokuratora. Teoria uczy, że na początku śledztwa prokurator powinien zakładać wielość wersji i weryfikować je z równym uporem. Praktyka nazbyt często pokazuje, że prokurator zadowala się najprostszą wersją, która pozwoli mu jak najszybciej umorzyć postępowanie, bo nie o prawdę obiektywną chodzi, lecz o statystykę, która jest nieubłagana: prokurator na najniższym szczeblu prokuratury musi „załatwić" określoną ilość spraw w ciągu miesiąca, aby statystyka się zgadzała. Nazbyt często widziałem wyjątkowo pospieszne i pobieżne umorzenia lub odmowy wszczęć, choć przy odrobinie wysiłku można było osiągnąć znacznie więcej w poszukiwaniu prawdy.