Gdyby porównać podobne dane z 37 krajów, średnio 8 proc. pracujących uważa, że to, co robią, jest nieprzydatne społeczeństwu. W Polsce ten odsetek jest najwyższy, wynosi 14 proc. W czołówce są jeszcze m.in. Japonia, Izrael i Indie. Najczęściej sens własnej pracy dostrzegają w Meksyku, na Słowacji i w Szwajcarii. Ale nawet tam 5 proc. zatrudnionych go nie dostrzega, co daje wielką rzeszę ludzi w ich własnym odczuciu zbędnych. A do tego dochodzi jeszcze znacznie większa grupa wątpiących w to, czy ich praca jest pożyteczna. Średnio w krajach objętych badaniem 17 proc. ankietowanych miało takie wątpliwości.
Te statystyki, pochodzące z ankietowych badań z 2015 r., przedstawili w opublikowanym wiosną artykule Robert Dur z Uniwersytetu Erazma w Rotterdamie i Max van Lent z Uniwersytetu w Lejdzie. I są one mocno niepokojące. Zdają się potwierdzać publicystyczną tezę z głośnego eseju Davida Graebera z 2013 r. „O fenomenie lipnej pracy" (ang. „On the Phenomenon of Bullshit Jobs"). Amerykański antropolog, obecnie wykładowca London School of Economics (LSE), zauważył, że „całe armie ludzi, szczególnie w Europie i Ameryce Północnej, poświęcają całe swoje zawodowe życie na wykonywanie zadań, które w skrytości uważają za zbędne". „Moralne i duchowe szkody, które powoduje ta sytuacja, są ogromne" – pisał. Holenderscy ekonomiści sugerują zaś, że rozpowszechnienie jałowej pracy ma także negatywne konsekwencje gospodarcze.
Tworzenie kontra dzielenie
Ankietowani musieli ocenić, czy zgadzają się ze stwierdzeniem: „moja praca jest pożyteczna dla społeczeństwa". Ich odpowiedzi stanowiły więc wyraz ich odczuć, które nie muszą odpowiadać rzeczywistości. Swoją pracę za niepotrzebną może uznawać nawet chirurg lub strażak, choć ze społecznego punktu widzenia to bardzo istotne zawody. Zebrane przez holenderskich badaczy dane sugerują, że przedstawiciele niektórych zawodów znacznie częściej niż inni uważają swoją pracę za bezużyteczną.
Listę otwierają „profesjonaliści z zakresu sztuki, kultury i kulinariów". We wszystkich badanych krajach aż 21,6 proc. z nich uważa, że wykonują obowiązki zbędne dla społeczeństwa. Dalej są m.in. eksperci od sprzedaży, marketingu i PR, sprzedawcy uliczni, operatorzy maszyn, menedżerowie z sektora finansowego oraz branży informatycznej i telekomunikacyjnej, monterzy. Ponad 14 proc. przedstawicieli wszystkich tych zawodów uważa swoją pracę za bezużyteczną. Na drugim biegunie są właśnie strażacy, a także położne, policjanci, duchowni, wszelkiej maści nauczyciele i przedstawiciele podobnych profesji, bez których trudno wyobrazić sobie funkcjonowanie kraju. Tu poczucie bezużyteczności pracy w zasadzie nie występuje. Ogólnie w sektorze publicznym żywi je tylko 3 proc. pracowników, w porównaniu do 11 proc. w biznesie.
To oczywiście nie rozstrzyga, czy subiektywne oceny społecznej przydatności pracy dobrze odzwierciedlają jej obiektywną przydatność. Być może nigdy się tego nie dowiemy, bo – jak podkreślają Dur i van Lent – obiektywne miary tego, jak wartościowa dla społeczeństwa jest jakaś praca, nie są znane. Jeśli jednak przyjmiemy, że odczucia pracowników choćby w części są uzasadnione, to wskazują one na marnotrawstwo zasobów na niewyobrażalną skalę. Bo jak inaczej ocenić fakt, że miliony osób dostają pieniądze za pracę, którą uważają za bezużyteczną?