W takie dni jak ten, kiedy wiał wschodni wiatr, gęste kłęby dymu z ołtarza ofiarnego spływały na całe miasto. Powoli, prawie nie rzednąc po drodze, rozchodziły się ze szczytu góry Moria, obejmowały najpierw twierdzę Antonię, strażnicę i rygiel Świątyni. Żołnierze pełniący wartę zakrywali wówczas usta i odwracali głowy na Zachód. Ze szczytu wieży Fazaela widzieli, jak dym docierał do bram Boleści i Efraima, a kiedy patrzyli na południe, znikał im sprzed oczu dom po domu, uliczka po uliczce, Syjon; od sadzawki i wieży Siloe aż do Bramy Źródlanej.