Fakty i mity o Funduszu Odbudowy

Opowieści, że Polska może zastąpić unijne granty własnym programem rozwojowym, to mity. Możemy się zadłużyć, tylko po co?

Aktualizacja: 02.12.2020 06:03 Publikacja: 01.12.2020 21:00

Fakty i mity o Funduszu Odbudowy

Foto: AFP

Fundusz odbudowy, wobec którego Polska grozi wetem, budzi skrajne emocje polityczne. Przez opozycję nazywany jest drugim planem Marshalla, część polityków partii rządzącej twierdzi zaś, że taki fundusz moglibyśmy zorganizować sobie we własnym zakresie. Kto ma rację, patrząc z czysto ekonomicznego widzenia?

– Dla Polski może nie jest to zbawienie, ale szansa, z której grzechem byłoby nie skorzystać – odpowiada Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – I to z kilku powodów, między innymi dlatego, że nic bardziej korzystnego dla Polski zdarzyć się nie może, jeśli chodzi o finansowanie potrzeb rozwojowych. Ani my sami tak taniego źródła nie znajdziemy, ani nikt inny nam tego nie zapewni – zaznacza Jankowiak.

Czytaj także: Orłowski: Weto dla unijnego Funduszu Odbudowy, to droga do samobójstwa

Kto pożyczy taniej

Z funduszu odbudowy, precyzyjniej mówiąc z Next Generation EU, Polska mogłaby dostać łącznie ok. 60–64 mld euro. Z tej kwoty ok. 30 mld euro (w tym 23 mld euro w ramach mechanizmu odbudowy i zwiększania odporności czy 3,5 mld euro z funduszu sprawiedliwej transformacji) to bezzwrotne granty, a reszta – pożyczki. Prawie cały fundusz odbudowy ma być finansowany z długu zaciągniętego przez Unię jako całość, a poszczególne kraje będą go spłacać przez kolejne co najmniej 20 lat. Co ważne, Polska jest w tej uprzywilejowanej pozycji, że musiałaby spłacać tylko tę część funduszu, którą dostaniemy jako pożyczki.

Tymczasem, gdyby Polska sama chciała zbudować sobie taki program rozwojowy, musiałaby pożyczyć na rynkach finansowych całą kwotę. Zresztą równie kosztowne było stworzenie polskiego programu zastępującego tylko unijne granty, co sugerują politycy Solidarnej Polski. – W obecnych warunkach rynkowych emisje polskiego długu pewnie znalazłyby nabywców, ale inwestorzy zażądaliby wyższej premii niż wobec długu emitowanego przez Komisję Europejską. Ten drugi może mieć najwyższą ocenę wiarygodności, Polska takiego ratingu nigdy nie będzie miała i po prostu będzie pożyczać drożej. W rachunku ekonomicznym nie ma tańszego, bardziej przyjaznego finansowania wydatków rozwojowych niż fundusz Next Generation EU – wyjaśnia Janusz Jankowiak.

Na co wydawać?

Poza tym ekonomiści stawiają pytanie, na co Polska wydawałaby pieniądze ze swojego funduszu odbudowy. – Patrząc na dotychczasowe doświadczenia, jeśli chodzi o różne programy i strategie rozwojowe, to trudno o pozytywne doświadczenia – zauważa Sonia Buchholtz, ekonomista Konfederacji Lewiatan. Jak zaznacza, trudno znaleźć jakąś strategię, która byłaby do końca zrealizowana i dobrze zbadana, jeśli chodzi o efekty. Tymczasem unijny budżet odbudowy ma być przeznaczony na konkretne cele, w tym takie jak energetyczna i cyfrowa transformacja czy zdrowie. – To są duże pieniądze, dzięki którym możemy zrobić wiele rzeczy, które w Polsce są realną potrzebą. Potrzebujemy czystego powietrza, źródeł energii odnawialnej, rozwoju sieci 5G, cyfryzacji usług publicznych, reformy służby zdrowia, podnoszenia innowacyjności przedsiębiorstw itp. – wylicza Maciej Bukowski, prezes think tanku WiseEuropa. – Dla Polski cały fundusz odbudowy to dobra okazja na zrealizowanie ważnych reform strukturalnych – przekonuje Bukowski.

Z kolei Aleksander Łaszek, wiceprezes Forum Obywatelskiego Rozwoju, zwraca uwagę na aspekty nie tylko finansowe, ale też wizerunkowe. – Skala funduszu dobudowy nie jest tak duża, by determinować rozwój polskiej gospodarki w długim okresie. Może pomóc, ale nie jest kluczowa. Za to kluczowe jest, byśmy byli postrzegani jako stabilny członek UE, przestrzegający unijnych zasad – mówi Łaszek. I przypomina, że dla inwestorów zagranicznych największą zaletą Polski jest właśnie obecność w UE. I jeśli chcemy ich teraz przyciągnąć i skorzystać na postcovidowej przebudowie globalnych łańcuchów dostaw, to nie możemy nagle dołączyć do grupy krajów eurosceptyków, które znajdą się poza nowymi unijnymi mechanizmami.

Fundusz odbudowy, wobec którego Polska grozi wetem, budzi skrajne emocje polityczne. Przez opozycję nazywany jest drugim planem Marshalla, część polityków partii rządzącej twierdzi zaś, że taki fundusz moglibyśmy zorganizować sobie we własnym zakresie. Kto ma rację, patrząc z czysto ekonomicznego widzenia?

– Dla Polski może nie jest to zbawienie, ale szansa, z której grzechem byłoby nie skorzystać – odpowiada Janusz Jankowiak, główny ekonomista Polskiej Rady Biznesu. – I to z kilku powodów, między innymi dlatego, że nic bardziej korzystnego dla Polski zdarzyć się nie może, jeśli chodzi o finansowanie potrzeb rozwojowych. Ani my sami tak taniego źródła nie znajdziemy, ani nikt inny nam tego nie zapewni – zaznacza Jankowiak.

Pozostało 81% artykułu
2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Subskrybuj
Gospodarka
Niepokojący bezruch w inwestycjach nad Wisłą
Gospodarka
Poprawa w konsumpcji powinna nadejść, ale wyzwań nie brakuje
Gospodarka
20 lat Polski w UE. Dostęp do unijnego rynku ważniejszy niż dotacje
Gospodarka
Bez potencjału na wojnę Iranu z Izraelem
Gospodarka
Grecja wyleczyła się z trwającego dekadę kryzysu. Są dowody