Koniunktura w polskim przemyśle przetwórczym, odpowiadającym za prawie jedną piątą wartości dodanej w gospodarce, jest najsłabsza od sześciu lat, a pod pewnymi względami najsłabsza od dekady. To odzwierciedlenie sytuacji w tym sektorze u głównych partnerów handlowych Polski, szczególnie w Niemczech. A tam szybki powrót przemysłu do zdrowia staje się coraz mniej prawdopodobny.
Czytaj także: Złe rozwiązania w dobrej chwili
Fiskalny bufor
Taki obraz koniunktury w polskim przemyśle maluje PMI, wskaźnik bazujący na ankiecie wśród menedżerów logistyki kilkuset przedsiębiorstw. W lutym – czwarty miesiąc z rzędu – był poniżej 50 pkt. Każdy taki odczyt sugeruje, że aktywność w przetwórstwie maleje w ujęciu miesiąc do miesiąca. W 2014 r., gdy wskaźnik ten był też tak nisko, utrzymał się tylko przez trzy miesiące. Dlatego ekonomiści PKO BP napisali w komentarzu, że ścieżka PMI coraz bardziej przypomina tę, którą „podążał on podczas załamania w latach 2007–2008, i kreśli tym samym mocno pesymistyczny obraz gospodarki".
Wtedy, w warunkach globalnego kryzysu finansowego, przemysł pogrążył się w stagnacji, a polska gospodarka mocno wyhamowała. Jako jedyna w UE uniknęła jednak recesji. Stało się tak m.in. za sprawą obniżek stawek PIT i składki rentowej, uchwalonych przez rząd PiS w 2006 r., ale wprowadzanych w życie stopniowo w latach 2007–2009. Choć poluzowanie polityki fiskalnej nie było przygotowane z myślą o pobudzeniu gospodarki, która w 2006 r. była rozgrzana do czerwoności, stało się buforem w czasie kryzysu.