Restauracje nie były bierną ofiarą zamykania gospodarki

Lockdowny spowodowały, że w 2020 r. rynek skurczył się o 15 proc. Firmy próbują się bronić przed plajtą dostawami potraw do domów i biur. I nieźle im to wychodzi, szczególnie w I kwartale tego roku.

Aktualizacja: 01.09.2021 22:35 Publikacja: 20.05.2021 20:30

Restauracje nie były bierną ofiarą zamykania gospodarki

Foto: 123RF

2020 r. jest najgorszy w historii branży gastronomicznej, uderzanej skutkami kolejnych lockdownów, podczas których sprzedaż mogła być prowadzona tylko na wynos lub z dostawą. W efekcie – jak wynika z raportu firmy Stava, który opisujemy jako pierwsi – wartość rynku spadła o 15 proc. To wynik znacznie lepszy niż wcześniejsze prognozy, ale i tak ta branża jest jedną z głównych ofiar pandemii.

Zamykanie gospodarki spowodowało istną eksplozję zamówień składanych telefonicznie, osobiście i – coraz częściej – online. Stanowiły one już 44 proc. rynku, a co czwarte zamówienie zostało złożone online. – Polacy nadal najchętniej zamawiają jedzenie z dostawą, dzwoniąc do restauracji, ale segment zamówień online urósł w porównaniu z 2019 r. o 67 proc. i osiągnął wartość 2,3 mld zł – mówi Paweł Aksamit, prezes firmy Stava. – Dość istotnie wzrosła średnia wartość rachunku w dowozie, bo o 10,1 proc. Zmieniło się również to, w jaki sposób płacimy za jedzenie z dostawą.

Prezes Aksamit podkreśla, iż w zeszłym roku po raz pierwszy, od kiedy jego firma przygotowuje raporty o rynku dowozu jedzenia, udział płatności gotówką w całym „torcie" płatności spadł poniżej 40 proc., do 32,2 proc.

Stava podaje, że zmieniły się również pory, w jakich Polacy zamawiają jedzenie, a dobowy szczyt zamówień znacząco się wydłużył – zaczynał się w okolicach południa i trwał aż do godziny 20. – W okresach lockdownów rzadziej przemieszczaliśmy się między biurem a domem w godzinach 16–18, a częściej, niż w poprzednich latach, zamawialiśmy w tym czasie posiłki z dowozem – mówi Paweł Aksamit. – Cały czas szczytowym okresem w ciągu tygodnia, jeżeli chodzi o dowozy, są weekendy. Dniem, w którym Polacy zamawiają jedzenie z dostawą, najczęściej pozostaje niedziela.

Pandemia to dla rynku nie tylko straty, ale również rozwój nowych usług. Widać to zwłaszcza po eksplozji popularności diet pudełkowych.

Po początkowym załamaniu na starcie pandemii szybko odzyskały one wigor. Rynek ten rośnie w błyskawicznym tempie, w 2020 r. oceniany był nawet na 2 mld zł, a to dopiero początek jego możliwości. Z danych porównywarki Dietly.pl wynika, że I kwartał 2021 r. był na rynku rekordowy. Pojawiło się ponad 100 nowych firm, a średnia liczba dziennych dostaw kateringów dietetycznych w Polsce wzrosła o ok. 45 proc.

– Obecnie dostarczanych każdego dnia jest 160–180 tys. zestawów. Cieszy coraz większa dostępność kateringów w większości miast w Polsce i coraz większa liczba firm rozwijających się lokalnie – mówi Przemysław Skokowski, prezes Dietly.pl. – Tylko w I kwartale wygenerowaliśmy 39 proc. więcej zamówień niż w całym zeszłym roku – dodaje.

Producenci potwierdzają, że zamówień przybywa. – W I kwartale oprócz wielu nowych klientów zaobserwowaliśmy znaczny powrót grona osób z I kwartału 2020 r., które zapewne m.in. przez pracę zdalną czy też niepewną sytuację na rynku pracy zawiesiły w ubiegłym roku nasze abonamenty – mówi Jakub Kukuła, pomysłodawca i założyciel kateringu dietetycznego Kukuła Healthy Food.

Firma w I kwartale podwoiła liczbę zamówień. – Zmodernizowaliśmy linię produkcyjną, ale to proces cykliczny związany ze stale rosnącą liczbą zamówień. Aktualnie rozbudowujemy halę produkcyjną i szykujemy się do premiery nowych programów dietetycznych – dodaje Kukuła.

Inne firmy również są zadowolone z rezultatów. – W I  kwartale 2021 roku odnotowaliśmy 50-proc. wzrost przychodów w stosunku do I kwartału 2020 r. Pod koniec marca 2020 r. nasz przychód za pierwsze trzy miesiące wynosił 2,1 mln złotych, a w tym roku jest to 3,1 mln zł – mówi Bartłomiej Foszer, inwestor i doradca strategiczny Cateringu Pomelo.

2020 r. jest najgorszy w historii branży gastronomicznej, uderzanej skutkami kolejnych lockdownów, podczas których sprzedaż mogła być prowadzona tylko na wynos lub z dostawą. W efekcie – jak wynika z raportu firmy Stava, który opisujemy jako pierwsi – wartość rynku spadła o 15 proc. To wynik znacznie lepszy niż wcześniejsze prognozy, ale i tak ta branża jest jedną z głównych ofiar pandemii.

Zamykanie gospodarki spowodowało istną eksplozję zamówień składanych telefonicznie, osobiście i – coraz częściej – online. Stanowiły one już 44 proc. rynku, a co czwarte zamówienie zostało złożone online. – Polacy nadal najchętniej zamawiają jedzenie z dostawą, dzwoniąc do restauracji, ale segment zamówień online urósł w porównaniu z 2019 r. o 67 proc. i osiągnął wartość 2,3 mld zł – mówi Paweł Aksamit, prezes firmy Stava. – Dość istotnie wzrosła średnia wartość rachunku w dowozie, bo o 10,1 proc. Zmieniło się również to, w jaki sposób płacimy za jedzenie z dostawą.

Biznes po pandemii
Przez ostatni rok pękały kolejne bariery wykluczenia cyfrowego
Biznes po pandemii
Branża kurierska wystrzeliła, ale przyszłość jest niepewna
Biznes po pandemii
Technologie pozwoliły wielu firmom przetrwać
Biznes po pandemii
Raty online zwiększają sprzedaż w e-commerce
Biznes po pandemii
Opowiedzieli nam swoje historie