Protesty społeczne: Negocjuj albo zgiń

Polityczne uwikłania protestów społecznych szkodzą realizacji postulatów protestujących. Lepiej, żeby rozumiała to także dzisiejsza opozycja.

Aktualizacja: 22.04.2019 23:20 Publikacja: 22.04.2019 19:08

Protesty społeczne: Negocjuj albo zgiń

Foto: Fotorzepa/ Jakub Mikulski

Najpoważniejszym doświadczeniem nauczycielskiego strajku stała się siła mobilizacji tego dość spokojnego i konserwatywnego środowiska oraz pojawienie się w nim przekonania, że nikt im sam z siebie nie pomoże. Przez podobne doświadczenie przeszły parę lat temu pielęgniarki.

Trzymanie związków zawodowych na krótkiej politycznej smyczy skutkuje w Polsce brakiem partnera do rozmów z władzą, bo to związkowcy tą władzą byli, są lub będą, jak Ryszard Proksa, szef oświatowej Solidarności. Ale problem z tym ma nie tylko on, szef ZNP Sławomir Broniarz był związany z SLD i był posłem z list Sojuszu, kiedy była to jeszcze koalicja. Tyle że Broniarz nie musi się dziś wypierać swoich politycznych asocjacji, bo dni chwały SLD jako siły tworzącej rząd minęły. Pamiętam jednak rozmowy z posłami związkowymi w czasach, kiedy premierem był Leszek Miller, i ich moralnego kaca, kiedy trzeba było „dla dobra formacji" pacyfikować nastroje społeczne w swoich branżach i centralach. Działacze OPZZ na pewno też bardzo dobrze to pamiętają...

Tym razem to PiS stanął przeciw wielkiej grupie zawodowej – i nawet jeśli w końcu ją złamie – nie rozwiąże żadnego problemu. Nawet tego z własną wiarygodnością.

W przedświątecznym tygodniu w Portugalii odbywał się strajk kierowców cystern rozwożących paliwo. Benzyny wystarczyło na stacjach na dwa dni, które upłynęły Portugalczykom na staniu w kilometrowych kolejkach. Potem pompy zostały zamknięte, a paliwo do stacji pogotowia ratunkowego czy oddziałów strażackich zaczęła rozwozić obrona cywilna. Ten strajk został skrojony przez związki zawodowe na miarę, jak najlepiej przylegający smoking: przed świętami zawisło nad krajem widmo nieodbytych urlopów (większość Portugalczyków ma tydzień lub dwa wolnego w okresie Wielkanocy) i niezrealizowanych wyjazdów do rodzin. Kraj prawie stanął poprzez protest grupy liczącej kilka tysięcy osób. Po następnych dwóch dniach rozmów osiągnięto kompromis, m.in przyznając kierowcom dodatki emerytalne za pracę w niebezpiecznych warunkach.

Przeciwko rządowi stanął tam jednak silny związek, z zabezpieczonym funduszem strajkowym i setkami aktywistów oraz konsekwencją całej grupy zawodowej. Rząd z kolei dobrze wiedział, że przed majowymi wyborami taka awantura w ogóle mu się nie opłaca. Zamiast pouczać strajkujących, natychmiast siadł do negocjacji.

W Polsce, w której związek zawodowy wywalczył demokrację, idea „niezależnego i samorządnego" związku zawodowego traktowana jest przez wszystkich po kolei rządzących jak bajka o żelaznym wilku. Zakładają owemu wilkowi na siłę łańcuch na szyję i obrożę, a potem narzekają, że nie ma z kim rozmawiać.

A czy inni rządzący byliby w tej sytuacji mądrzejsi niż PiS? Czy Grzegorz Schetyna, apelując o zakończenie strajku przed świętami, robił to dla dobra nauczycieli i uczniów, czy własnej partii, która ma nadzieję przejąć władzę?

Tego kryzysu zaufania nie zmieni też gigantyczny „wyborczy event", który ma się odbyć na Stadionie Narodowym. Dopiero respekt władzy przed dobrze zorganizowanymi związkami zawodowymi, cieszącymi się społecznym poparciem, mógłby coś zmienić. Ale nie jesteśmy przecież w Portugalii.

Najpoważniejszym doświadczeniem nauczycielskiego strajku stała się siła mobilizacji tego dość spokojnego i konserwatywnego środowiska oraz pojawienie się w nim przekonania, że nikt im sam z siebie nie pomoże. Przez podobne doświadczenie przeszły parę lat temu pielęgniarki.

Trzymanie związków zawodowych na krótkiej politycznej smyczy skutkuje w Polsce brakiem partnera do rozmów z władzą, bo to związkowcy tą władzą byli, są lub będą, jak Ryszard Proksa, szef oświatowej Solidarności. Ale problem z tym ma nie tylko on, szef ZNP Sławomir Broniarz był związany z SLD i był posłem z list Sojuszu, kiedy była to jeszcze koalicja. Tyle że Broniarz nie musi się dziś wypierać swoich politycznych asocjacji, bo dni chwały SLD jako siły tworzącej rząd minęły. Pamiętam jednak rozmowy z posłami związkowymi w czasach, kiedy premierem był Leszek Miller, i ich moralnego kaca, kiedy trzeba było „dla dobra formacji" pacyfikować nastroje społeczne w swoich branżach i centralach. Działacze OPZZ na pewno też bardzo dobrze to pamiętają...

2 / 3
artykułów
Czytaj dalej. Kup teraz
Publicystyka
Michał Kolanko: Andrzej Duda i Donald Tusk. Skończył się Waszyngton, wróciła wolna amerykanka
Publicystyka
Andrzeja Dudę i Donalda Tuska łączy tylko bezpieczeństwo. Są skazani na konflikt
Publicystyka
Tomasz Krzyżak: Czy nad Episkopatem Polski zamiast słońca wyjdzie księżyc?
Publicystyka
Łukasz Warzecha: Unijna polityka klimatyczna? Zagrożenie dla naszego dobrobytu