Miało być jak w bajce, np. 40--metrowe mieszkanie za 4 zł 50 gr i formalności załatwione w trzy miesiące. Ustawowy termin, liczony od lipca, dawno minął, a żaden z lokatorów szczęśliwym właścicielem mieszkania dotąd nie został.
W spółdzielni Bródno, która zaangażowała pięć kancelarii notarialnych, ostatni petent wykupi lokal za kilka lat. Podobnie jest w Energetyce. Lepiej radzi sobie RSM Praga – sprzedaż zakończy w lutym. Ale spraw jest tu zdecydowanie mniej.
Do tej pory w stolicy o wykupienie zajmowanego lokalu wystąpił co trzeci spółdzielca. Niemal wszyscy, którzy mieli mieszkania lokatorskie. To daje w sumie ponad 100 tys. wniosków do załatwienia.
Ustawa, która weszła w życie w lipcu, dała spółdzielniom trzy miesiące na przygotowanie dokumentów. Żadna nie zdążyła. Dopiero teraz zaczynają podpisywać pierwsze akty notarialne. Zniecierpliwieni lokatorzy grożą sądami z powodu opóźnień. Wpłynęły już pierwsze pozwy. Ale spółdzielcy mają pretensje nie tylko o niedotrzymanie terminów. Przepisy umożliwiają im wykup za złotówkę zarówno lokatorskiego mieszkania, jak i ułamkowej części gruntu.
– W Warszawie ta ustawa to jedno wielkie oszustwo – mówi Ryszard Strzałkowski, prezes Warszawskiego Forum Uwłaszczeniowego Nasza Własność. – Spółdzielnie nie dają gruntu na własność, tylko w użytkowanie wieczyste, bo same nie mają pełnego prawa do ziemi, na której stoją bloki. Przyznaje jednak, że to i tak dla lokatorów duża gratka. Poprzednio za lokal płacono nawet kilkadziesiąt tysięcy złotych.