Najpierw na ściance za stołem konferencyjnym pojawił się cień wchodzącego Maradony i już wtedy wszyscy drgnęli.
Potem za cieniem na podium wskoczył sam Diego, a z tyłu sali ruszyły telewizyjne i radiowe relacje na żywo: że wszedł, jest w ciemnej bluzie, że rozejrzał się po sali dość obojętnym wzrokiem, a potem podniósł ze stolika piłkę i przekładał ją z ręki do ręki, żeby wszyscy mieli dobre zdjęcia. Na koszulkę wyłożył złoty łańcuch z dużym krzyżykiem, jak zwykle miał dwa zegarki i kolczyk w uchu. Brody od dawna nie goli.
Daleką drogę przeszła reprezentacja Argentyny od czasów, gdy trenerem był Daniel Pasarella i potrafił wyrzucać piłkarzy z kadry za to, że się źle czesali.
[srodtytul]Argentyńska szczerość[/srodtytul]
Od kiedy reprezentacja zaczęła przygotowania do mundialu, Argentyna śledzi nieoficjalny pojedynek: kto mocniej przykuje uwagę, kto będzie częściej na okładkach – Maradona czy Leo Messi. Długo prowadził Messi, ale jeszcze kilka takich spotkań z prasą i trener będzie daleko przed swoim piłkarzem. Nigeria, z którą Argentyna mierzy się w pierwszym meczu, była podczas tej konferencji tylko dodatkiem.