– Chcemy urozmaicić irbisom życie. Już wcześniej wyprowadzaliśmy na smyczy tygrysicę Zoję. Chodziła z opiekunem po alejkach. Ale ona zachowywała się raczej jak pies: szła tam, gdzie chcieliśmy. Zresztą wychowywała się z owczarkiem.
A te dwa irbisy to rasowe koty – idą tam, gdzie chcą – mówi Maja Krakowiak, szefowa drapieżników w zoo, pokazując na przewalające się na trawie zwierzaki. Mocno trzymała smycz z dokazującą Falą.
Koty skokami, oszołomione przestrzenią, „polowały" na siebie, wdrapywały się na drzewa, właziły w pokrzywy i na nogawki przyglądającym się im pracownikom zoo. Rodziny odwiedzające ogród także wypatrzyły kociaki i zaczęły szturmować wydzieloną ze zwiedzania przestrzeń za starą lampanciarnią. – Jezu! Mamo! Jakie tygrysy! – pomylił gatunki ośmioletni Kuba z Pruszkowa. Chciał wbiec między koty, ale opiekun był czujny i udaremniał wszelkie próby wkroczenia na zakazany teren.
Do szelek pantery były przygotowywane od tygodnia. – Fala, jak to dziewczyna, jest ciekawa, żywa, wszędzie chce być. A Eter jak to samiec: tylko najeść się i poleżeć – mówiła o podopiecznych Maja Krakowiak.
Irbisy będą miały spacery codziennie przez kilka miesięcy. Aż wyrosną z szelek.
Czytaj także w Życiu Warszawy Online