Rozmowa z Jackiem Bednarzem, byłym prezesem Wisły Kraków

Rozmowa | Jacek Bednarz, były prezes klubu piłkarskiego Wisła

Aktualizacja: 03.10.2014 19:17 Publikacja: 03.10.2014 04:17

Rozmowa z Jackiem Bednarzem, byłym prezesem Wisły Kraków

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Rys Ryszard Waniek

Jest pan  Ślązakiem, który grał w Ruchu, Legii, Pogoni, a został  prezesem Wisły. Możemy mówić o normalności i tolerancji pod Wawelem czy to jakieś niedopatrzenie?

Jacek Bednarz:  W Krakowie nigdy nikt nie miał mi za złe, że urodziłem się w Mysłowicach, a z Legią grałem w Lidze Mistrzów. Przyszedłem do klubu, żeby mu pomóc. Spędziłem tu w sumie pięć lat, najpierw jako dyrektor sportowy, potem wiceprezes i prezes. Zdobyliśmy w tym czasie dwa tytuły mistrza Polski. Bardzo dobrze mi się pracowało, ponieważ trafiłem na grupę fajnych, kompetentnych osób lub sam takich dobierałem. Dobrze się tam czułem.

Ale gdyby miał pan wcześniej jakiekolwiek związki z Cracovią, pańskie dokonania sportowe, wykształcenie ?i nieposzlakowana opinia nie miałyby znaczenia. Nie zatrudnia się w Wiśle nikogo, kto miał jakiekolwiek związki ?z Cracovią i odwrotnie. Dawniej aż takich uprzedzeń nie było.

Niestety, chyba ma pan rację. Lepszy ktoś obcy niż z drugiej strony Błoń. Ale w końcu ja też straciłem funkcję prezesa Wisły, ponieważ nie uznałem za stosowne porozumieć się z tymi kibicami, którzy odrzucali język dialogu. Uważałem, że działają na szkodę Wisły i naruszają zasady kulturalnego współżycia. Kibic szkodzący swojemu klubowi przestaje być kibicem.

Takie samo zdanie mieli zwykli kibice, którzy nie chodzili na mecze jak na wojnę. Polska chcąca normalności stała po pańskiej stronie, z nadzieją, że wygra pan z kibolstwem.

Ja to nawet jakoś odczuwałem, miałem świadomość poparcia, ale i znikomości swoich szans w tej walce. Jeśli z jednej strony jest prezes idealista, a z drugiej grupa kilkudziesięciu osób uważająca się za sól Wisły, mająca wpływ na frekwencję, terroryzująca ludzi, którzy na trybunach nie chcieli poddać się narzuconym przez chuliganów regułom, to wiadomo było, że przegram. Chociaż, może należałoby powiedzieć - że stracę funkcję prezesa. Bo ja swoim zasadom byłem wierny. A straty stanowiska nie rozpatruję w kategoriach porażki. Nie mam z tego powodu traumy.

Ja mam, niejako w pańskim imieniu. ?Pan stał na czele walki z kibicami ?– szkodnikami, z którymi ma problem prawie każdy klub w lidze. Miałem nadzieję, że przynajmniej Wisła się nie ugnie. Niestety, tak się nie stało. Kibole żądali pańskiego odejścia, a kiedy dopięli swego, wrócili na trybuny. A pieniądze ?za bilety do klubu. Wisła zdaje się nie wiedzieć, że nie kupiła sobie za nie spokoju. Kibole jeszcze raz poczuli swoją siłę.

Mogę tego nie komentować?

Pańskie miejsce zajął Ludwik Miętta-?-Mikołajewicz, którego bardzo cenię jako trenera koszykarek i strażnika wiślackiej pamięci. Mam jednak wrażenie, że nawet on stał się zakładnikiem kiboli. To on wynajmuje lokal należący do TS Wisła bojówkarzom „Miśka", który kiedyś trafił nożem w głowę Dino Baggio. I to z terenu zarządzanego przez Mięttę-Mikołajewicza kibole wystrzelili race, które trafiły w trybuny i boisko. Powierzenie mu funkcji prezesa klubu to sygnał dla terrorystów widowni, że nowa władza będzie wobec nich uległa.

Tym bardziej nie będę tego komentował.

Boi się pan?

Nie boję się. Ja już swoje przeżyłem, ?a poza tym mógłbym się przeciwstawić fizycznie. Boisko nauczyło mnie twardego życia. Bałem się o żonę, kiedy wychodziła sama na miasto. A lubiliśmy spacery po Krakowie.

Miał pan swoje ulubione miejsca?

Ślązak pracujący w Krakowie mieszkał na ulicy Mazowieckiej. Miałem z domu dziesięć minut pieszo do rynku. Uwielbiałem tę drogę, włóczenie się po rynku i jego najbliższych okolicach. Działała na mnie atmosfera miejsc, które dużo wcześniej upodobali sobie Witkacy i Marek Grechuta. Kraków jest cudowny. Oprócz miejsc powszechnie znanych każdy ma jakieś swoje. Miałem takich kilka. Lubiłem muzeum Armii Krajowej w dawnych koszarach austriackich niedaleko dworca, Teatr Bagatela, muzeum sztuki nowoczesnej w pobliżu dawnej fabryki Schindlera, a z innych powodów Zakrzówek. Jest tam stary kamieniołom, w którym podczas okupacji pracował Karol Wojtyła. Wyrobisko zalano wodą, dzięki czemu powstało znakomite miejsce do nurkowania. Od kiedy przestałem grać w piłkę, nurkowanie stało się moją pasją. Blue Hole na Morzu Czerwonym też już zaliczyłem.

A gdzie jest najlepsza kawa w Krakowie? Ja lubię ją z kremówkami u Noworolskiego w Sukiennicach.

Nie wiem, gdzie jest najlepsza, ale na smak wpływa też miejsce. Najpiękniejsze jest na tarasie Hotelu Starego, skąd widać kościół Mariacki i całe stare miasto. ?A pierogi jadałem na ulicy Tomasza. Festiwal Pierogów w Krakowie to rozpusta. Nic nie może się też równać ?z ciepłym obwarzankiem z makiem. ?Czy dotykamy sztuki czy podniebienia, Kraków działa jak magnes.

Myśli pan, że zawodnicy grający w Wiśle to doceniają? Mają świadomość, w jakim mieście grają?

Obawiam się, że nie każdy. Dla wielu Wisła, Cracovia zresztą też, jest jednym ?z przystanków w ich karierze. Nie ma się co dziwić, zmiana klubu jest dla piłkarza czymś normalnym. Kiedy jednak do Krakowa przyjeżdża cudzoziemiec, nie czuje tego co my. Dla niego to nie jest miasto polskich królów i papieża, tylko miejsce pracy. Po strzeleniu bramki ucałuje klubowy herb, ale nie ma się ?co oszukiwać: on się z nim identyfikuje, dopóki bierze od tego klubu pieniądze. W następnym sezonie będzie całował inny. Z Polakami jest inaczej. Poznaniak Arkadiusz Głowacki zostanie ?w Krakowie, a białostoczanin ?Tomek Frankowski tu wróci.

Ale stołeczne kluby nie mogą się składać wyłącznie z warszawiaków, śląskie ?ze Ślązaków, a krakowskie z krakusów. ?Te czasy już minęły.

Mam tego świadomość. Jednak gdzieś jest granica zdrowego rozsądku. Real Madryt może zdobywać puchary, ale przegrywa wizerunkowo, bo traci już ostatniego wychowanka, Ikera Casillasa. Nie tak dawno Wisła zagrała ?w Bełchatowie z jednym Polakiem ?w pierwszej jedenastce, Łukaszem Gargułą. Z zagranicznymi zawodnikami, holenderskim trenerem i dyrektorem sportowym Wisła zdobyła tytuł mistrza Polski. Tyle że nic z tego nie zostało poza  kłopotami finansowymi, bo wysokość kontraktów zawieranych z tymi zawodnikami, którzy zresztą już dawno opuścili Kraków, była niebotyczna, niewspółmierna do ich umiejętności. Bułgar Cvetan Genkov średnio grał, nie bardzo wiedział, w jakim jest mieście, ?a brał co miesiąc 100 tysięcy złotych. Klub powinien się opierać na polskich piłkarzach, którzy się z nim identyfikują, a nie cudzoziemcach, demonstrujących fałszywą miłość.

Czyli polskie kluby dla Polaków? To już trochę niebezpieczna teoria.

W żadnym wypadku. Jestem daleki od ksenofobii. Chodzi wyłącznie o proporcje. Dzisiejsza Wisła  jest właściwie zbudowana. Większość stanowią w niej Polacy, a Semir Stilić, Emmanuel Sarki, którzy przyszli za darmo, wnoszą do drużyny jakąś wartość. Podobnie jak Haitańczyk Guerrier. Pozostali, poza Arkiem Głowackim, Dariuszem Dudką, Łukaszem Gargułą i Pawłem Brożkiem, to młodzi Polacy, którzy powinni uczyć się w polskim klubie, przy doświadczonych rodakach. W dodatku wszystko oparte jest na zdrowych zasadach finansowych. Wisła nie ma już dziś takich zaległości, jakie miała, kiedy do niej przychodziłem w roku 2012. Szczycono się cudzoziemcami, a finanse klubu uratował wychowanek Michał Chrapek, za którego Catania zapłaciła bardzo przyzwoitą kwotę.

Pan skończył na Śląsku studia prawnicze ?i zrobił aplikację sędziowską. Grał pan ?w Warszawie i w Szczecinie, pracował ?w Krakowie. Jest jedna Polska?

Chyba nie. Ślązacy są pragmatyczni, skupiają się na rodzinie i pracy, nie lubią się obnosić. W Warszawie dobrze jest być na świeczniku. Tu nikt nie chce zniknąć w tłumie. W Szczecinie widać podział na bardzo bogatych i biednych, którym zamknięto stocznie. Tam ludziom mentalnie chyba bliżej do Berlina niż Warszawy. Kiedy grałem ?w Pogoni, czułem się, jakbym miał wieczne wakacje. W Krakowie czuć władzę i pieniądze. Ludzie mają świadomość, że ich kapitałem jest to, ?co mają w głowach. To się zresztą nieco śmiesznie, ale i sympatycznie łączy ?z galicyjską tytułomanią.

Za to dzieli ich Wisła i Cracovia.

Losy obydwu klubów są splecione. Biała gwiazda na koszulkach Wisły bywała żółta, a nawet sześcioramienna, czyli kojarzyła się z drugim klubem, gdzie kibice wywieszali transparent: „Cracovia Pany – naród wybrany". ?A Izraelczyk Maor Melikson był fetowany przez kibiców Wisły, nie tylko kiedy wbijał bramki Cracovii. To wszystko jest strasznie pogmatwane. Po dwóch stronach Błoń są dwa najstarsze teraz w Polsce kluby, które się nie lubią, ?a spacery po Błoniach wszystkich integrują. To jest Kraków.

—rozmawiał Stefan Szczepłek

Jest pan  Ślązakiem, który grał w Ruchu, Legii, Pogoni, a został  prezesem Wisły. Możemy mówić o normalności i tolerancji pod Wawelem czy to jakieś niedopatrzenie?

Jacek Bednarz:  W Krakowie nigdy nikt nie miał mi za złe, że urodziłem się w Mysłowicach, a z Legią grałem w Lidze Mistrzów. Przyszedłem do klubu, żeby mu pomóc. Spędziłem tu w sumie pięć lat, najpierw jako dyrektor sportowy, potem wiceprezes i prezes. Zdobyliśmy w tym czasie dwa tytuły mistrza Polski. Bardzo dobrze mi się pracowało, ponieważ trafiłem na grupę fajnych, kompetentnych osób lub sam takich dobierałem. Dobrze się tam czułem.

Pozostało 92% artykułu
Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Wydarzenia
Nie mogłem uwierzyć w to, co widzę
Wydarzenia
Polscy eksporterzy podbijają kolejne rynki. Przedsiębiorco, skorzystaj ze wsparcia w ekspansji zagranicznej!
Materiał Promocyjny
Jakie możliwości rozwoju ma Twój biznes za granicą? Poznaj krajowe programy, które wspierają rodzime marki
Wydarzenia
Żurek, bigos, gęś czy kaczka – w lokalach w całym kraju rusza Tydzień Kuchni Polskiej