Uskrzydlona noga Tobollika

Dzieci towarzyszące piłkarzom Wisły i Legii wychodzącym niedawno na boisko w Krakowie miały na wiślackich koszulkach napis: „Szanujemy wszystkich". Na trybunie stadionu Legii przed meczem ze Spartakiem Moskwa prawie trzy lata temu pojawiła się wielka flaga o treści „Nienawidzimy wszystkich".

Aktualizacja: 03.10.2014 19:39 Publikacja: 03.10.2014 02:39

Jedno i drugie nie jest prawdą. Ani w Krakowie nie czuć atmosfery powszechnego szacunku, ani w Warszawie nienawiści. A jeśli już, to obydwa uczucia przejawiają tylko nieliczne w stosunku do ogólnej liczby kibiców grupy. Krótko mówiąc – jedno i drugie robione jest na pokaz. Geograficznie bliżej mi do Legii, ale ideologicznie do Wisły. Moje ekumeniczne podejście do klubów jest dość znane i rzadko spotyka się ze zrozumieniem. Ponieważ oglądam mecze i Legii, i Polonii, na Łazienkowskiej ?uchodzę za kibica Polonii, ?a na Konwiktorskiej – Legii. Inaczej mówiąc, mam (bo nie powiem, że się cieszę) opinię nieszkodliwego wariata. Zdaniem normalnych nie można bowiem lubić dwóch klubów jednocześnie, o głębszym uczuciu nie mówiąc. Chyba że jest się księdzem, jak Mirosław Mikulski. U niego na plebanii w Radości szalik Legii związany jest z szalikiem Polonii. Czy jest ktoś w Krakowie, kto zrobi coś takiego z szalikami Wisły i Cracovii? Bez ryzyka utraty zdrowia – chyba tylko ksiądz.

Kiedy kibic ma widownię, obnosi się ze swoją miłością, gardząc przy tym największym konkurentem, którym jest zwykle klub zza miedzy

Szacunek dla jednego klubu nie musi oznaczać nienawiści do drugiego. Gustaw Holoubek opisujący we „Wspomnieniach z niepamięci" swoje młodzieńcze fascynacje Cracovią, obok której stadionu mieszkał, nigdy nie wypowiadał się źle o Wiśle. Ale, bądźmy szczerzy, wielu innych ludzi kultury już tak kulturalnych nie jest. Jedni uważają, że miłością pierwszą i jedyną można obdarzyć tylko jedną kobietę, a drudzy mają w sercach miejsce także dla innych. Ciekawe, że zwykle jest to uczucie na pokaz. Demonstruje się je na trybunach i w rozmowach z udziałem więcej niż dwóch osób. Kiedy kibic ma widownię, obnosi się ze swoją miłością, gardząc przy tym największym konkurentem, którym jest zwykle klub zza miedzy. To nas łączy, poddajemy się nastrojowi i gotowi jesteśmy pójść w ślady przedwojennego krakowskiego literata i felietonisty „Ilustrowanego Kuriera Codziennego" Zygmunta Nowakowskiego. W swoim testamencie zawarł on zdanie: „Kiedy umrę, pochowajcie mnie na polu karnym Cracovii. Jeszcze po śmierci będę jej bronił".  Gdyby to było możliwe, boiska Cracovii, Wisły, Legii, Polonii i tysięcy innych klubów na świecie pełne byłyby grobów swoich sympatyków. A ponieważ na cmentarzach grać się nie da, kluby już urządzają na swoich stadionach kolumbaria, gdzie najzagorzalsi kibice wykupują sobie pośmiertne karnety. W Polsce jeszcze ten zwyczaj się nie przyjął.  Kto wie, może pamiętając o Nowakowskim, Cracovia będzie pierwsza.

Jeden z jej najbardziej znanych kibiców, poeta Jerzy Harasymowicz-Broniuszyc miał zwyczaj (jak pisze Leszek Mazan) oglądania meczów, stojąc wysoko na trybunie, tyłem do boiska. Miał za słabe nerwy, żeby oglądać. Odwracał się tylko, kiedy słyszał przeciągłe „Jeeest!", co w przypadku Cracovii zdarzało się rzadziej, niż chcieliby jej sympatycy (stąd zresztą także frustracje Jerzego Pilcha).

Jest w tym zapewne nieco przesady, bo Harasymowicz dobrze wiedział, co się dzieje w klubie, i znał zawodników. W kwietniu 1983 roku Cracovia, pierwszy raz od 24 lat, pokonała Wisłę w lidze, a decydującą bramkę strzelił z rzutu rożnego Cezary Tobollik. Wzruszony Harasymowicz napisał z tej okazji wiersz, ?w którym „piłka uderzona przez uskrzydloną stopę sama dostała skrzydeł / wpadła do bramki, dotknięta przez stojące powietrze / I Wawel stał się większy / i Kopiec usypany przez uniesione z radości ręce kibiców / Z hukiem spadła z nieba „Biała Gwiazda" / nad Norbertankami zgasła / Uczynił to skromny chłopiec Tobollik Cezary".

Zgodnie z wolą Harasymowicza jego prochy zostały rozsypane nie nad stadionem Cracovii, ale w ukochanych przez niego Bieszczadach (1999). Wchodząc na Połoninę Wetlińską od Berehów Górnych, trzeba przejść obok dwóch głazów ?z tablicami poświęconymi poecie. Przełęcz nosi jego imię. Nie wszystkim to się podoba. Harasymowiczowi zarzucano, że był odludkiem, ukraińskim szowinistą, antagonizował krakowskie środowisko literackie, poparł stan wojenny i generała Jaruzelskiego. Ja go osobiście nie znałem, a nie jestem zwolennikiem lustracji w stylu IPN. Wiem tylko, ?że w Krakowie można być kibicem i poetą, a nie mieć spokoju nawet po śmierci. Zresztą to dotyczy chyba ?nie tylko Krakowa.

Jedno i drugie nie jest prawdą. Ani w Krakowie nie czuć atmosfery powszechnego szacunku, ani w Warszawie nienawiści. A jeśli już, to obydwa uczucia przejawiają tylko nieliczne w stosunku do ogólnej liczby kibiców grupy. Krótko mówiąc – jedno i drugie robione jest na pokaz. Geograficznie bliżej mi do Legii, ale ideologicznie do Wisły. Moje ekumeniczne podejście do klubów jest dość znane i rzadko spotyka się ze zrozumieniem. Ponieważ oglądam mecze i Legii, i Polonii, na Łazienkowskiej ?uchodzę za kibica Polonii, ?a na Konwiktorskiej – Legii. Inaczej mówiąc, mam (bo nie powiem, że się cieszę) opinię nieszkodliwego wariata. Zdaniem normalnych nie można bowiem lubić dwóch klubów jednocześnie, o głębszym uczuciu nie mówiąc. Chyba że jest się księdzem, jak Mirosław Mikulski. U niego na plebanii w Radości szalik Legii związany jest z szalikiem Polonii. Czy jest ktoś w Krakowie, kto zrobi coś takiego z szalikami Wisły i Cracovii? Bez ryzyka utraty zdrowia – chyba tylko ksiądz.

Wydarzenia
RZECZo...: powiedzieli nam
Materiał Promocyjny
Garden Point – Twój klucz do wymarzonego ogrodu
Wydarzenia
Czy Unia Europejska jest gotowa na prezydenturę Trumpa?
Wydarzenia
Bezczeszczono zwłoki w lasach katyńskich
Materiał Promocyjny
GoWork.pl - praca to nie wszystko, co ma nam do zaoferowania!
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku