- Mam nadzieję, że my dyktatury mieć nie będziemy, nie przyłączam się tu do najbardziej zagorzałych krytyków PiS - mówił gość programu. - Dostrzegam zagrożenia dla demokracji w Polsce, ale bez paniki. To, co nam głownie w Polsce grozi, to taka postawa władz, która zakłóca selekcję do funkcji publicznych. W ogromnym stopniu jest to selekcja na zasadzie krewnych i znajomych królika. Są miejsca, gdzie decydujące jest kryterium polityczne, ale są miejsca, które powinni zajmować ludzie przede wszystkim kompetentni.
- To niesie pewne zagrożenia, na przykład w prokuraturze. Korporacja prawników to nie jest taki cud-miód - mówił Bugaj. - Ale ja nie chcę, nie chcę, żeby Zbigniew Ziobro decydował o przebiegu śledztw. A takie ryzyko jest.
Bugaj ocenił za wysoce prawdopodobne, że wystarczy pieniędzy na kontynuowanie programu 500 Plus do końca kadencji obecnego rządu, ale podkreślił, że będzie to również zależało od wielu warunków zewnętrznych.
- Przykrość mi sprawiło w tym pseudoaudycie. gdy wicepremier Morawiecki mówił o przyroście zadłużenia. Przyrost zadłużenia był rzeczywisty, ale były obiektywne okoliczności, które do tego skłaniały - mówił Bugaj.
Kwotę 340 mld zł strat, którą rząd Beaty Szydło podał w swoim audycie, Bugaj uznał za kwotę, "której nie można sensownie policzyć". - Do tego rachunku można przyjąć tysiąc założeń, z czego 550 będzie subiektywnych. Trzeba je pokazać, na końcu można coś wyliczyć - mówił. Jego zdaniem, rząd stracił tym audytem szanse na poważną rozmowę o wyborach politycznych, których dokonali poprzednicy, ale i o nadużyciach. - Bo że Platforma za uszami różne rzeczy ma, to nie mam cienia wątpliwości. To było niepoważne, ale poszło w świat - stwierdził.
- PiS nie musi przegrać kolejnych wyborów, co mnie nie cieszy. Ale gdyby przegrało - to z kim? Ze Schetyną, z Petru? Jaki jest program tych dwóch partii? Że będzie znowu tak jak było - ocenił Ryszard Bugaj.