Takich rzeczy w poindustrialnych wnętrzach Polskich Zakładów Optycznych na Pradze-Południe jeszcze nie było. W weekend odbyły się tam „Dada Kombinacie” – impreza o surrealistycznym klimacie.
Pierwszą gwiazdą wieczoru był Andrzej Kiełbowicz, który grał na pile. Po koncercie zaprosił chętnych do wypróbowania instrumentu. Zgłosiła się między innymi studentka teatrologii Zosia Chabiera. – Dlaczego mi nie wychodzi – dziwiła się dziewczyna. – To nie jest takie łatwe.
Jednak ani gra na nietypowym instrumencie, ani sztuczki iluzjonisty, ani pokaz brzuchomówstwa nie cieszyły się takim powodzeniem, jak seans zbiorowej hipnozy, przeprowadzony przez Wojciecha Glanca.
– Raz! Dwa! Trzy! – krzyknął hipnotyzer, zakręcił palcami przed oczami Jakuba Kiersikowskiego i studentowi filozofii opadła głowa do tyłu.– A teraz wyobraź sobie, że jesteś Michalem Jacksonem – powiedział Glanc. Chłopak wstał i zaczął wywijać biodrami jak znany czarnoskóry (kiedyś) muzyk.
– Na co dzień nigdy bym nie zrobił czegoś takiego – mówił po pokazie podekscytowany Jakub. – Hipnotyzer sprawił, że czułem, iż stoję na scenie sam i nie ma patrzącej na mnie publiczności. Pewnie zadziałał na mnie jego pewny siebie ton głosu.