Wybrzeże Kości Słoniowej miało być perłą Afryki, mecz Brazylii właściwej z Brazylią Europy miał być przebojem rundy grupowej, Cristiano Ronaldo miał się licytować z Leo Messim, kto piękniej zagra. I tak dalej.
Ze wszystkich zapowiedzi dotyczących grupy G sprawdziły się tylko te, że linia pomocy Brazylii jest efektowna jak zapasy w stylu wolnym, Portugalczycy strzelają dużo goli słabym, mocnym nie strzelają wcale, a piłkarze Korei Północnej nawet na pytania o pogodę odpowiadają z aniołem stróżem na ramieniu.
Na ostatnią kolejkę zostały emocje drugiej świeżości. Dziś w Durbanie pewni awansu Brazylijczycy mierzą się z Portugalią, którą z drugiej rundy mogłaby wyrzucić tylko porażka. I tylko przy założeniu, że Wybrzeże Kości Słoniowej w meczu z Koreą Północną strzeli tyle bramek, by mieć lepszy bilans od Portugalii.
To się bez pomocy Brazylii raczej nie uda, bo dziś WKS i Portugalczyków dzieli aż dziewięć goli. Brazylijczycy niby mają motywację, żeby pomagać, mówią, że bardzo im zależy na pierwszym miejscu w grupie. Ale pewnie bardziej by im zależało, gdyby wiedzieli, że w ten sposób unikną Hiszpanii. A to będzie jasne dopiero jutro po 22, gdy Hiszpanie skończą mecz z Chile.
Portugalia z Brazylią zwykle przegrywa. Na 18 prób zwyciężyła tylko cztery razy, były dwa remisy, a całkiem niedawno porażka na wyjeździe 2:6. Potem Portugalczycy wygrali w Londynie 2:0, ale i tak dziś to Brazylia będzie faworytem. Nawet jeśli już i brazylijscy wolontariusze w biurze prasowym krzywią się, gdy w rozmowach z nami muszą wypowiedzieć nazwisko Dungi.