Tomasz Krzyżanowski przez wiele lat związany był z Tatrzańskim Parkiem Narodowym. Trzy lata temu napisał sztukę teatralną "Gombica Staska Kubina", która okazała się dużym sukcesem. Była wystawiana na scenie Teatru Witkacego.
Był też znawcą kultury góralskiej, muzykantem, przez wiele lat współpracował z redakcją "Tygodnika Podhalańskiego".
Tomek był człowiekiem wielu talentów. Wspaniale grał na skrzypcach. Pamiętam, jak góralscy muzykanci nie mogli uwierzyć, że to nie prawdziwy góral prymuje w kapeli, tylko krakus. Nie mogli przecież wiedzieć, że to nie zwykły krakus, a wybitnie utalentowany człowiek. Nie pamiętam, kiedy i jak się poznaliśmy, ale było to na początku lat 90. Z tej znajomości dwóch krakusów i jednej góralki powstał góralski zespół Harenda, który wówczas zawojował świat. Tomek był wspaniałym narciarzem. Kochał Tatry. To one przyciągnęły tutaj młodego inżyniera leśnika z Krakowa.
Na lata związał się z Tatrzańskim Parkiem Narodowym. Nie był jednak grzecznym, spokojnym leśniczym. Spędzał sen z powiek niejednemu dyrektorowi TPN. Gdy widział jakąkolwiek nieprawość, prawdę walił prosto w oczy. Był twardy i nieprzejednany, ale oni czuli przed nim respekt.
Poważną współpracę dziennikarską rozpoczęliśmy z Tomkiem, gdy okazało się, że nie tylko świetnie pisze, ale jest też znakomitym kucharzem. Jako anonimowy "Sybaryta" przez kilka lat na łamach Tygodnika Podhalańskiego opisywał nasze podhalańskie restauracje. Często nie zostawiał suchej nitki na lustrowanej przez siebie knajpie. Niewielu miało jednak odwagę na polemikę z nim. Wygrywał cięty język i nieprzeciętna znajomość sztuki kulinarnej. Tomek był zawsze mistrzem w tym, co robił. Żegnaj Tomku.