Chuszal Chan jechał samochodem do Mingory, stolicy prowincji, gdy zatrzymali go talibowie. Oni sami twierdzą, że chcieli tylko zaprosić przedstawiciela rządu na rozmowy. – Jest naszym gościem. Mamy do omówienia z nim pewne sprawy. Poczęstujemy go herbatą, a potem uwolnimy – mówił rzecznik talibów Muslim Chan.
Rząd Pakistanu najwyraźniej nie wierzy jednak w pokojowe zamiary porywaczy, bo wydał lokalnym władzom polecenie podjęcia działań na rzecz jak najszybszego uwolnienia administratora. Zalecił też uważną obserwację „elementów, które chcą udaremnić wysiłki rządu na rzecz przywrócenia pokoju w prowincji Swat”.
Rząd i talibowie zawarli bowiem 15 lutego dziesięciodniowe zawieszenie broni. W sobotę wstępnie uzgodnili ogłoszenie trwałego rozejmu. Kluczowym uzgodnieniem było wprowadzenie w tej prowincji prawa islamskiego – szarijatu. Nie wiadomo, od kiedy miałoby ono zacząć obowiązywać.
Nie ma też ostatecznej decyzji w niektórych sprawach – na przykład w kwestii szkół dla dziewcząt. Talibowie nie tylko sprzeciwiali się istnieniu takich szkół, ale nawet podkładali pod nie bomby i podpalali je. Teraz rozważają dopuszczenie edukacji dziewcząt, pod warunkiem że uczennice będą zasłaniać twarze. Nie wiadomo też jeszcze, czy w prowincji będą dozwolone rodzaje rozrywki uważane przez talibów za sprzeczne z Koranem.
Przeciwko porozumieniu z talibami występuje część pakistańskich polityków, a także Stany Zjednoczone, Unia Europejska i Afganistan. Istnieje bowiem obawa, że w Pakistanie powstanie enklawa, w której bez przeszkód będą mogły się poruszać zbrojne oddziały talibów i al Kaidy. Islamabad argumentuje z kolei, że w wyniku walk w prowincji zginęło od 2007 r. 1200 osób, a od 250 do 500 tys. musiało opuścić domy.