Tłumy wypełniły plac Rewolucji w centrum Teheranu. Zielony kolor ubrań, chust i sztandarów nie pozostawiał wątpliwości, że to zwolennicy Mira Hosejna Musawiego, głównego rywala prezydenta Mahmuda Ahmadineżada w piątkowych wyborach. – Gdzie są zwolennicy Ahmadineżada? Zostaniemy tu, dopóki nasze głosy nie zostaną nam zwrócone – krzyczeli demonstranci.
W mieście zostały rozmieszczone specjalne oddziały policji do rozpędzania demonstracji. Początkowo protest przebiegał spokojnie. Media informowały jedynie o zwolennikach Ahmadineżada, którzy jeżdżąc na motorowerach, uzbrojeni w kije, atakowali sympatyków Musawiego. Po kilku godzinach lokalna telewizja poinformowała, że na ulicach padły strzały. – Słychać pojedyncze strzały. Ludzie uciekają – mówił reporter angielskojęzycznej stacji Press TV.Zgodnie z oficjalnymi wynikami piątkowe wybory wygrał ubiegający się o reelekcję Mahmud Ahmadineżad, zdobywając 63 proc. głosów. Były premier Mir Hosejn Musawi, który zdobył 34 proc., uznał jednak, że głosowanie zostało sfałszowane.
Na ulicach wielu irańskich miast wybuchły gwałtowne zamieszki. Przez dwa dni policja i służby bezpieczeństwa brutalnie rozpędzały demonstrantów i aresztowały przedstawicieli opozycji. W poniedziałek irańskie MSW ogłosiło, że wprowadza zakaz organizowania demonstracji.
Musawi wezwał swoich zwolenników, by niepotrzebnie nie ryzykowali i pozostali w domach, ale kiedy zobaczył, że zignorowali ostrzeżenia, dołączył do demonstrantów.
– Jestem gotów wystartować w powtórzonych wyborach – krzyczał do tłumu, stojąc na dachu samochodu. Żona Musawiego, która towarzyszyła mu w czasie przedwyborczych wieców, zapowiedziała, że protesty będą kontynuowane. – Tak długo, jak będzie trzeba – oświadczyła.