W ciągu dwóch dni od aresztowania reżysera głos w tej sprawie zabrali: premier, szef MSZ, a także Kancelaria Prezydenta oraz wielu posłów. Prezydent Lech Kaczyński kazał swoim prawnikom zbadać sprawę. Minister Radosław Sikorski wraz z szefem francuskiego MSZ Bernardem Kouchnerem napisał list do sekretarz stanu USA Hillary Clinton.
– Oby był skuteczny, gdyż Roman Polański jest wielkim artystą – mówił. Tak duże zaangażowanie władz budzi jednak niepokój opozycji. – Działania ministra Sikorskiego są bardzo niefortunne. One nie pomogą Polańskiemu, wręcz mogą być odebrane jako nieuprawniony nacisk na władze amerykańskie – mówi „Rz” Karol Karski, poseł PiS.
PO tłumaczy, że obywatela Polski, który ma kłopoty za granicą, zawsze trzeba bronić. – Szef MSZ kieruje resortem, którego zadaniem jest między innymi troska o obywateli za granicą. Polska powinna się angażować w przypadku każdego, czy to wielki twórca, czy zwykły człowiek – wyjaśnia „Rz” Krzysztof Lisek (PO), szef Sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych.
– Jeżeli Polak dokonuje przestępstwa za granicą, to pomoc konsularna też mu się należy. Sprawca również ma swoje prawa – wtóruje mu poseł PO Robert Tyszkiewicz. Ale Karski jest innego zdania. – Zaangażowanie polskiego rządu to w tym przypadku działanie ponadprogramowe. To nie jest tylko opieka konsularna. To angażowanie autorytetu państwa. Nie chciałbym, aby państwo polskie miało dług wdzięczności wobec USA polegający na tym, że na prośbę Polski Stany Zjednoczone zwalniają pedofila – dodaje.
Eryk Mistewicz, ekspert ds. marketingu politycznego, uważa wręcz, że im mniej polityków wypowiada się w tej sprawie, tym lepiej. – Powinni mieć na uwadze to, że aresztowanie Polańskiego może ściągnąć na Polskę gradobicie ze strony wrogów naszego kraju. Bo nie chodzi tylko o reżysera, ale o zagrożenie dla wizerunku Polski – mówi „Rz”. Dlaczego? Jego zdaniem w czasach świetności reżyser był uważany za obywatela świata. Gdy zostanie deportowany, na nowo stanie się Polakiem. – Uważajmy, żebyśmy nie znaleźli się w sytuacji Austrii, która po historii z Fritzlem przestała się kojarzyć z Mozartem, a władze w Wiedniu musiały zaangażować agencje PR, by reperować wizerunek kraju – przestrzega Mistewicz.